Gdy reprezentantki Polski pytane są o najspokojniejszą koleżankę, odpowiadają - Kinga Szemik. Gdy muszą wskazać spośród siebie kogoś, kto najlepiej poradziłby sobie w teleturnieju "Jeden z dziesięciu", też wskazują na nią. Szemik ma szerokie horyzonty i chce zmieniać kobiecą piłkę. gwałtownie skraca dystans. Przed laty wyleciała do USA, by rozpędzić karierę i równocześnie studiować psychologię na Uniwersytecie w Teksasie. Wróciła do Europy z wyższym wykształceniem i renomą solidnej bramkarki. w tej chwili gra w West Hamie United i szykuje się do mistrzostw Europy, które w środę 2 lipca rozpoczną się w Szwajcarii. Dla Polski będzie to pierwszy wielki turniej w historii. Gdy kilka tygodni temu okazało się, iż Polska jako jedyna reprezentacja nie zagra na nich w nowych koszulkach, zaprojektowanych specjalnie na turniej, zabrała głos. Bo czasem nie można milczeć.
REKLAMA
Zobacz wideo Na co stać reprezentację Polski kobiet na Euro?
Dawid Szymczak: Koszulka była tylko symbolem, prawda?
Kinga Szemik, bramkarka reprezentacji Polski: - Tak. W tej sprawie nie chodziło o to, iż chcemy ładniej wyglądać i koniecznie mieć na koszulce nowy wzór. Chodziło o przyzwoitość i sam fakt, iż zostałyśmy pominięte przez sponsora, który powinien łączyć się z nami w promowaniu kobiecej piłki w Polsce. Pamiętam, iż będąc dzieckiem, oglądałam mundiale kobiet i Nike była na nich wiodącym sponsorem. Prowadziła przeróżne kampanie i wydawało mi się, iż pomaga kobietom otwierać drzwi. Teraz jestem już dorosła, jadę z reprezentacją Polski na pierwsze w historii Euro, a ten sam sponsor robi coś odwrotnego. Jaki sygnał wysyła? Że dziewczyny w Polsce nie grają w piłkę? Że można je pominąć? To nie w porządku. Musimy w Polsce przełamywać stereotypy dotyczące piłki kobiet i próbować zmieniać mentalność. jeżeli nie będą tego robić ludzie, którzy już są w piłce kobiet, to jak oczekiwać, iż zrobią to osoby z zewnątrz? Nie rozumiem tego i nie potrafię zaakceptować. Dlatego to nagłaśniałam.
Nike odezwała się po tych wszystkich oznaczeniach w mediach społecznościowych?
- Nie, cisza. Do pewnego momentu żadna z nas w ogóle nie myślała o koszulkach na turniej. Dopiero jakieś dwa miesiące temu moje koleżanki w West Hamie rozmawiały między sobą, iż wychodzi nowa kolekcja i będą miały specjalne sesje zdjęciowe. Dlatego przy okazji zapytałam w federacji, czy my też coś już planujemy. Okazało się, iż nie, bo sponsor nie wypuści nowych koszulek.
Argument jest taki: awansowałyście przez baraże, więc było za mało czasu, żeby zaprojektować i wyprodukować nowe koszulki. Przekonuje cię to?
- Zupełnie nie. Finlandia awansowała w tym samym momencie i będzie miała nową koszulkę. Poza tym nie mówimy o niszowej firmie, w której pracują cztery osoby, tylko o gigantycznej korporacji. Nie chce mi się wierzyć, iż się nie da. Raczej brakuje chęci. Czytałam jeszcze argumenty, iż produkowanie takich koszulek po prostu się nie opłaca. Ale to też mnie nie przekonuje.
Dlaczego?
- Bo wydawało mi się, iż walczymy o coś więcej. Polska ma też tak bogatą historię i kulturę, iż można było zaprojektować naprawdę przepiękną koszulkę i sprawić, iż byłaby ona atrakcyjna dla kibiców. choćby dla tych, którzy nie interesują się kobiecą piłką. Mogła to być koszulka, która byłaby tak unikatowa, iż kibice pojawialiby się w niej również na innych meczach. Trzeba jednak chęci. Tutaj na którymś poziomie ich zabrakło. Rozmawiałam z wieloma dziewczynami i uważamy, iż to zachowanie jest po prostu słabe. Zadbajmy o to w przyszłości.
Środowisko piłki kobiet uczy walki o swoje.
- Tutaj wszystko jest walką. Do miejsca, w którym teraz jesteśmy, też dochodziłyśmy krok po kroku. Też nie było łatwo. Też potrzeba było wielu rozmów, by wywalczyć lepsze warunki. To się zaczęło już dawno temu. Przykład musi iść z góry. Dlatego w sprawie z koszulkami chodzi przede wszystkim o małe dziewczynki, które powinny wiedzieć, iż piłkarki w Polsce są traktowane poważnie. Tutaj tego nie zobaczyły, sygnał był wręcz odwrotny. Dlatego trudno mi się z tym pogodzić.
Dobrze, iż mówisz o małych dziewczynkach. Oglądałem film dokumentalny na "Łączy nas piłka", pokazujący waszą drogę przez eliminacje do historycznego awansu na Euro. Tam bardzo często napędzałyście się właśnie tym argumentem - iż przecieracie szlaki, iż dzięki wam następne będą miały łatwiej, iż to awans dla pokoleń. Dla was to naprawdę jest tak ważne?
- Nie chcę mówić za całą drużynę. Dla mnie to jest arcyważne. Bardzo dobrze pamiętam, jak sama byłam mała i nie było wokół mnie dziewczynek, które też grałyby w piłkę. Jak miałam siedem czy osiem lat, to ciężko mi było pójść do klubu i grać z chłopakami, bo w moim regionie był tylko jeden kobiecy klub, ale miał jedynie zespół seniorek. Dużo mnie to kosztowało, po drodze miałam wiele momentów zwątpienia. Wiele razy zadawałam sobie pytanie, czy to na pewno jest mój kierunek.
Z czego wynikały wątpliwości?
- Niczego w życiu nie lubię robić powierzchownie i byle jak, a wiele razy czułam, iż jestem w środowisku, które nie pozwala mi się rozwijać. Dlatego skłaniałam się ku nauce, konkretnie ku psychologii. W tym co robię, zawsze szukam głębszej idei. Czegoś, co może pomóc innym. Dopiero z czasem znalazłam to w piłce. Właśnie w tej pomocy kilkuletnim dziewczynkom, które dopiero zaczynają, przetarciu dla nich szlaków i zmienianiu mentalności. Nie ma rzeczy, która motywowałaby mnie bardziej.
Często tym pierwszym krokiem dla dziewczynek chcących grać w piłkę jest przekonanie rodziców, iż piłka nie jest tylko dla chłopców.
- Dopóki grałam sobie wokół domu, wszystko było w porządku. Wyzwanie pojawiło się, gdy chciałam zapisać się do klubu z chłopakami. Moi rodzice uważali, iż to nie jest środowisko dla młodej dziewczyny. Ono się wtedy kojarzyło z przekleństwami i łobuzerką. Ale nie odpuszczałam.
Później są kolejne bariery: jak już przekonasz w domu, to usłyszysz na wuefie, iż piłka jest dla chłopaków. Później możesz mieć problem ze znalezieniem klubu, jeszcze później - choćby w Ekstralidze - często masz niższe standardy niż w męskiej drużynie. Dalej - kwestia zarobków i odnalezienia się po stosunkowo krótkiej karierze. Która bariera była najtrudniejsza dla ciebie?
- Chyba nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Na pewno podziwiam się za nastawienie, jakie miałam na początku. Za to, iż w ogóle do tej piłki weszłam i w niej zostałam. W pierwszym klubie, do którego się zapisałam, byli chłopcy cztery lata starsi ode mnie. Byli dla mnie bardzo niemili. Kiedyś musiałam się bić z jednym na środku boiska. I dopiero, gdy się z nim pobiłam, nabrali do mnie szacunku.
Zaraz! Wygrałaś z nim?
- Powiedzmy, iż był remis. I on oberwał, i ja dostałam. Ale najważniejsze było to, iż nie poskarżyłam się później w domu. Po trzech dniach przyszłam na kolejny trening i czułam, iż nastawienie do mnie się zmienia. Chłopacy widzieli, iż nie będą mogli zrównać mnie z ziemią, a ja nic nie powiem. Pierwszy rok był najtrudniejszy. Później było już łatwiej, bo zaczęłam grać z chłopakami tylko o rok i dwa lata starszymi. Uważam, iż kolejne roczniki, dziewczyny urodzone już po 1999 roku, miały już inną drogę. Mentalność zaczęła się powoli zmieniać. Dziewczynki zaczęły kopać piłkę. Rodzice im na to pozwalali, dawali im swobodę. choćby u mnie na wsi powstała drużyna dla dziewczyn. Ale wciąż jest wiele do poprawy.
Dlatego bierzesz sprawy w swoje ręce. Przed chwilą byłaś w ekipie, która wyważyła drzwi do Euro, co w naszej piłce jest przełomowe. Teraz mówisz o ważnych tematach – jak ta symboliczna koszulka. Jako pierwsza osoba z Polski jesteś też na prestiżowym kursie UEFA szkolącym dyrektorów. To plan na to, co po karierze?
- Zawsze planowałam swoją karierę dwutorowo i szukałam rozwoju poza boiskiem. Stąd studia psychologii w Stanach Zjednoczonych i stąd ten kurs w UEFA. Dzisiaj trudno mi powiedzieć, którą ścieżką pójdę. Mam jeszcze parę lat gry przed sobą. W tym czasie na pewno poznam jeszcze sporo osób, rozwinę się w różnych aspektach i może pojawi się jeszcze inna droga. Na pewno wiem, iż chciałabym pomagać przy rozwoju piłki, ale jeszcze nie wiem, w jakiej roli. Zapisałam się na ten kurs, żeby przestać patrzeć na piłkę jedynie z perspektywy piłkarki. Chciałam ten świat poznać też od drugiej strony i lepiej zrozumieć. Chciałam mieć szersze spojrzenie, żeby móc rozmawiać o różnych tematach. Grając, chcę układać sobie życie w ten sposób, żeby na koniec móc swobodnie wybrać, co robić dalej.
Jesteś w połowie kursu. Zdążyłaś już spojrzeć inaczej na różne rzeczy?
- Na pewno. Zauważam dużo rzeczy dotyczących np. marketingu. Zaczynam właśnie pisać pracę o Polskim Związku Piłki Nożnej i departamencie piłki kobiet.
Ta praca spodoba się w samej federacji?
- Trudno powiedzieć. Pisanie tej pracy wydaje mi się najciekawszym elementem całego kursu. Sama jestem ciekawa, co zauważę i czego się dowiem. Umówmy się, iż odpowiem na to pytanie, jak już skończę pisać.
Jaki jest dokładny temat?
- Mieliśmy wybrać klub lub federację, najlepiej konkretny departament, i stworzyć raport dotyczący struktury, funkcjonowania, organizacji itd.
A powrót do psychologii to na dzisiaj zamknięty temat?
- Nie, chciałabym zrobić doktorat. Ale to wiąże się z powrotem do Stanów Zjednoczonych, więc po kolei.
Mówisz nie tylko o ważnych sprawach dotyczących piłki kobiet. Widziałem też, iż wcześniej zabierałaś głos w sprawie "czarnych marszów".
- W chwilach, gdy dzieje się coś ważnego, sumienie nie pozwala mi milczeć. Są po prostu tematy, których nie można przemilczeć, bo daje się wtedy niemą zgodę na to, co się dzieje. Wiem, iż ludzie mogą mnie przez to zaszufladkować i powiedzieć o mnie, co tylko będą chcieli. Ale kto mnie zna, ten wie, jaka jestem. Krzywdzące są natomiast głosy, iż skoro jestem bramkarką, to mam iść na trening i skupić się na łapaniu piłki. Tak, jestem piłkarką, ale przede wszystkim jestem człowiekiem. Płacę podatki, jestem obywatelką, więc czemu odbiera mi się prawo do zabrania głosu?
Część sportowców sama sobie to prawo odbiera, chowając się za okrągłymi zdaniami, by nie narazić się kibicom czy sponsorom.
- To też nie jest tak, iż ja zabieram głos w każdej sprawie. Wypowiadam się tylko w kwestiach, w których całą sobą czuję, iż muszę to zrobić. Najpierw zawsze zgłębiam temat - czytam, słucham i wyrabiam sobie zdanie. Tak było w temacie tamtych strajków, czy w ogóle w kwestii późnej aborcji. A później i tak, zanim coś napiszę, dwa razy pomyślę. Nie chcę, żeby mój klub i reprezentacja przez to obrywali.
Idźmy bliżej boiska. Co cię wkurza w kobiecej piłce?
- Mentalność ludzi. Awansowałyśmy na Euro, odniosłyśmy sukces, na który bardzo długo pracowałyśmy, cieszyłyśmy się, a znaleźli się ludzie, którzy pofatygowali się na nasze profile w mediach społecznościowych, by napisać nam, iż nie zasługujemy na ten turniej i jedziemy tam za nic. To demotywujące.
W komentarzach, w prywatnych wiadomościach?
- Tu i tu. Nie wchodzę w takie dyskusje, ale zastanawiam się, gdzie jesteśmy jako społeczeństwo.
Piszą mężczyźni?
- Jeszcze nie widziałam, żeby napisała mi coś takiego kobieta. Odpukać.
To jest dziwne z wielu powodów. Lubimy przecież sukcesy. Potrafimy zafascynować się niszowym sportem tylko dlatego, iż rodacy są w nim dobrzy. Potrafimy też cieszyć się z sukcesów kobiet - w tenisie, w biegach, we spinaczce, w boksie. Czemu więc sukces piłkarek cieszy mniej?
- Bo uprawiamy dyscyplinę, która przez długi czas była zarezerwowana tylko dla mężczyzn. Piłka kobiet była wręcz zwalczana. Polecam film "Copa 71" o mistrzostwach świata, które zostały wymazane z historii. Zrobiono to tak skutecznie, iż ja też dowiedziałam się o nich dopiero dzięki temu filmowi. Problemem kobiecej piłki jest cały patriarchalny system i przekonanie części mężczyzn, iż piłka jest wyłącznie dla nich. Gdy tylko widzą wzmiankę o piłce kobiet, to czują się zagrożeni. Przecież choćby po awansie dostałam komentarz z pytaniem, kto zrobi obiad w domu, jak mnie nie będzie. To jest ten poziom. Reprezentujemy kraj, a w komentarzach wylewa się mnóstwo złości. Seksistowskie teksty są standardem. Przyznam, iż po awansie byłam w szoku. Pierwszy raz odniosłyśmy tak duży sukces, a i tak znaleźli się ludzie, którzy chcieli go umniejszyć i nas obrazić. To jednak świadczy o nich. jeżeli kogoś coś nie interesuje, to zupełnie nie odnosi się do tematu, a nie poświęca swój czas na złośliwe komentarze.
Na co dzień pewnie spotykasz się z takimi komentarzami. Tutaj zaskoczyła cię skala?
- Tak. Było ich znacznie więcej, niż się spodziewałam. Wydarzyło się przecież coś pozytywnego, miłego. Z jakiego zakamarka umysłu musi przyjść pomysł, by temu umniejszać?
Czyli stwierdzenie, iż upada ostatni bastion szowinizmu, pozostało przedwczesne?
- Niestety, chyba tak.
Ale na pewno było wiele jaśniejszych odcieni tego awansu. O czym pomyślałaś, gdy skończył się mecz z Austrią?
- Na początku zadziałało coś w rodzaju wyparcia. Kumulacja emocji była tak olbrzymia, iż nie potrafię choćby powiedzieć, co miałam wtedy w głowie. Później było świętowanie, lot do Londynu. I dopiero jak usiadałam w domu, włączyłam sobie skrót tego meczu, to pojawiły się łzy i myśl: zrobiłyśmy to, wreszcie, przeszłyśmy całą tę drogę. Przecież w Dywizji A Ligi Narodów, gdy przegrywałyśmy wszystkie mecze, to słyszałyśmy te głosy, iż możemy sobie o tym awansie pomarzyć. Ale ja w żadnym momencie nie wyrzuciłam z głowy tego obrazu, na którym cieszymy się z awansu i jedziemy na ten turniej.
Skoro mówisz o wizualizacji, ale też wracasz do dzieciństwa, to zastanawiam się, czy 14-letnia Kinga by w to wszystko uwierzyła? W ten West Ham, w te wielkie stadiony w Anglii, w reprezentację, w Euro.
- Na pewno. Gdybym dzisiaj spotkała tę 14-letnią Kingę, to powiedziałaby mi coś w stylu: "Widzisz, mówiłam, iż się uda". Zawsze żyłam marzeniami. I te marzenia bardzo wyprzedzały środowisko, w którym akurat byłam. Myślałam nie o kroku naprzód, ale o dwóch albo trzech. A przy tym planowałam bardzo świadomie. Zwykle byłam też dojrzalsza niż moi rówieśnicy. Może to przez to, iż gwałtownie zaczęłam czytać książki, po które z reguły sięga się, będąc starszym.
Miałaś 13 lat, jak przeczytałaś "Potęgę podświadomości".
- I bardzo się z tego cieszę, bo to jest wiek, w którym jeszcze jesteś nieukształtowany. Masz otwarty umysł. Chłoniesz różne poglądy i twierdzenia jak gąbka. Nie odrzucasz niczego już na starcie, z automatu, tylko poznajesz i sprawdzasz. Badasz, przyglądasz się i sam się zastanawiasz. Tak się zaczęła moja zajawka na psychologię. To mnie ukształtowało.
Masz swoją przedmeczową rutynę?
- To jest ciekawe, bo jak miałam chyba piętnaście lat, to brat mi dał książkę Paula McKenny "Grunt to pewność siebie". I ona miała załączone audio z 25-minutową medytacją-wizualizacją, którą teraz można też znaleźć na YouTube. To jest wizualizacja, której od tamtej pory używam przed każdym meczem. Jest bardzo efektywna. Pokazałam ją też dziewczynom w kadrze U-17. Robiłyśmy ją razem.
Dzisiaj też podrzucasz w szatni takie rozwiązania i pomysły? Czy dzisiaj jesteście już na tyle ukształtowane, iż każda wie, co jej służy i co ma robić?
- Mamy w reprezentacji psychologa, który pomaga w takich sprawach. Ale wiadomo, iż w rozmowie ja czasami też coś podrzucam - jakieś materiały, podcasty czy tytuły książek. Po koleżeńsku.
Kto jest liderką reprezentacji? Słyszałem, iż z opaską biega Ewa Pajor, ale poza nią pozostało kilka, które mają głos i mogą pociągnąć zespół. Paulina Dudek, ty.
- Dużo jest liderek w kadrze. Każda ma inne cechy, które ją do tego predysponują. Ewa jest przykładem człowieka, który tytanicznie pracuje. Ona nie musi nic mówić, bo samą pracą i swoim przykładem ciągnie zespół za sobą. Każda ma też inny sposób przekazu - jedna lepiej nadaje się, żeby zmotywować, a inna potrafi wpłynąć na resztę uspokajająco. Dobrze wyczuwamy momenty, co jest nam w danym momencie potrzebne.
Czyj głos jest najbardziej donośny?
- Paulina Dudek jest pod tym względem bezkonkurencyjna. Byłam kiedyś na Parc des Princes w Paryżu na półfinale Ligi Mistrzyń. Siedziałam na trybunach i słyszałam wszystko, co krzyczała na boisku. Do dzisiaj mi nie wierzy! Jest typem zawodniczki, która na boisku cały czas się odzywa, podpowiada i steruje resztą. To jest bardzo potrzebne, żeby kompaktowo bronić.
W filmie, o którym już rozmawialiśmy, pokazującym waszą drogę do Euro, rzuciło się też w oczy to, iż dostrzegłyście pewną klamrę między tym Euro a tym do lat 17, z którego wróciłyście ze złotym medalem. Oba w Szwajcarii, przed oboma trzeba było wyeliminować Austrię, w obu przypadkach nie byłyście faworytkami, nikt w was nie wierzył. Same sobie powtarzałyście: "Dawać! Powtarzamy tę historię!".
- Trudno tak na to nie spojrzeć. Mamy podobną grupę zawodniczek i podobną drogę. Historia się powtarza. Ranga oczywiście jest inna, bo w U-17 chyba nie do końca sobie zdawałyśmy sprawę, co my robimy i jaka jest tego waga. Szłyśmy po prostu przed siebie i grałyśmy w piłkę. Seniorska piłka jest inna, świadomość jest znacznie większa. Ale przed barażami powiedziałyśmy sobie, iż po prostu musimy te mecze wygrać. Musimy. Za wszelką cenę. Nie było innej opcji. A takie sentymentalne podejście do sprawy jeszcze nam pomogło.
Może choćby dodało trochę wiary. Wtedy skreślali, a się udało. Teraz też skreślają. Może znowu zaskoczycie?
- Na pewno zostawimy na boisku wszystko, co mamy. Tego jestem pewna i to mogę obiecać. Nie jedziemy tam, żeby sobie pograć. Chcemy dać z siebie wszystko i zagrać najlepiej, jak tylko potrafimy. Lubię grać jako "underdog", bo ludzie nie wiedzą do końca, czego się po nas spodziewać. Od wielu lat nie grałyśmy ze Szwecją i Danią. Nie wiadomo też, jak do nas podejdą Niemki w pierwszym meczu. Spróbujemy je zaskoczyć. Ale jest mnóstwo składowych, które decydują o tym, jak układa się dany mecz. Dzisiaj nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. My musimy po prostu tam pojechać i zagrać najlepiej, jak potrafimy. Razem, bo naszą największą siłą jest jedność. My się naprawdę lubimy, nie mamy grupek, możemy na siebie liczyć. Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną - to nie jest slogan.
Emocje na tym zgrupowaniu - tuż przed Euro – są inne niż na wcześniejszych?
- Na pewno. choćby jak mijamy się z dziewczynami na korytarzach, to sobie mówimy: "Ej! Jedziemy na Euro!". Cieszymy się tym. Trenowałyśmy wiele lat, miałyśmy trudne momenty, więc fakt, iż teraz przygotowujemy się do tak świetnego turnieju, w tak dobrych warunkach, w takim składzie, jest wręcz trudny do opisania. To zaszczyt reprezentować Polskę na pierwszym w historii Euro.
Jak skończyło się tamto młodzieżowe Euro i zostałyście ochrzczone "złotym pokoleniem", to było dla ciebie ostatecznym dowodem, iż jesteś dobra i możesz zrobić karierę, czy poczułaś presję? Dzisiaj trzon dorosłej kadry stanowią złote medalistki z tamtego turnieju.
- Tak naprawdę nie miałam czasu czegokolwiek poczuć, bo zaraz po powrocie z Euro grałyśmy pokazowy mecz z dziennikarzami, w którym zwichnęłam bark i przez następne pół roku w ogóle nie grałam. W końcu doszłam do siebie, miałam zacząć grać w pierwszym składzie - i od razu zwichnęłam go drugi raz. Wypadłam na kolejny rok.
Ale ty dzisiaj jedziesz na Euro, a niektóre z tych dziewczyn nigdy nie zrobiły kariery. Zastanawiasz się czasem, dlaczego tobie się udało?
- Zawsze chodzi o decyzje, które podejmujesz po drodze. Wszystko, co robimy, niesie za sobą konsekwencje. Nie chcę nikogo oceniać, mówię tylko o sobie. Podjęłam choćby decyzję, by wyjechać do Stanów Zjednoczonych, bo nie widziałam wtedy w Polsce idealnych warunków.
Czym dla ciebie jest to Euro?
- Spełnieniem marzeń. Oczami wyobraźni zawsze widziałam się na takim właśnie turnieju. Teraz do tego dojdzie. I chciałabym przy okazji powiedzieć wszystkim małym dziewczynkom, żeby marzyły. Niech trzymają się tych marzeń, zawsze w siebie wierzą, ciężko pracują i otaczają się ludźmi, którzy będą ich wspierać. Mogą osiągnąć, co tylko chcą.
Jak miałaś 18 lat, to powiedziałaś w wywiadzie, iż swoje marzenia zamieniasz w cele. Jakie cele masz teraz?
- Pojechać na Euro i zagrać dobry turniej. Zaskoczyć. W przyszłym sezonie chcę być w pierwszej piątce-szóstce z West Hamem, a na studiach chciałabym napisać dobrą pracę, zaliczyć egzaminy. Dalej zobaczymy.