Została mistrzynią Europy i straciła sponsora. Wysyłamy komunikat? "Oczywiście"

2 dni temu
- Miałam gorsze momenty, gdy brakowało we mnie życia. Myślę, iż wróciłam sama do siebie i jestem taka, jaka kiedyś byłam, jako 20-latka. Wow, to da się przezwyciężyć! - mówi Anna Wielgosz. Mistrzyni Europy w biegu na 800 metrów w hali nie martwi się choćby tym, iż straciła sponsora.
Anna Wielgosz to niespełna 32-letnia biegaczka, która po latach kariery w marcu bieżącego roku odniosła największy sukces. Doświadczona zawodniczka wywalczyła złoty medal halowych mistrzostw Europy w Apeldoorn w biegu na 800 metrów. Świetnie spisała się też dwa tygodnie później, zajmując piąte miejsce w mistrzostwach świata w chińskim Nankinie. Tam w finale pobiła swój rekord życiowy w hali.


REKLAMA


Zobacz wideo Maria Andrejczyk wygrała konkurs rzutu oszczepem w Memoriale Janusza Kusocińskiego. "Nie czuję swojego ciała zbyt dobrze"


Teraz Wielgosz od "życiówki" zaczęła sezon letni. W Memoriale Kusocińskiego w Chorzowie aż o osiem sekund poprawiła najlepszy w życiu wynik na dystansie 1500 m (z 4:21,85 s na 4:13,77 s). W najbliższych miesiącach przed Wielgosz wiele startów na jej koronnym dystansie. A najważniejsze będą wrześniowe mistrzostwa świata w Tokio.
Za tobą najlepszy w karierze sezon halowy i zastanawiam się, jak bardzo zaostrzył ci się apetyt. Czego oczekujesz sama od siebie tego lata?
Anna Wielgosz: Oczekuję po prostu poprawiania siebie. Najlepsza opcja to poprawianie własnych wyników, przesuwanie własnych granic. To pozwala tak naprawdę iść naprzód, bo kiedy mamy za wysoko poprzeczkę, to często przez lęk się spalamy w połowie drogi. Teraz ścieżka, na której jestem, pokazała mi w hali, iż poprawianie siebie z treningu na trening, z miesiąca na miesiąc to jest to. Mam ochotę na więcej, na pewno będę chciała dużo bardziej poprawić życiówkę, ale też w celach na ten rok to nie będzie nieustanna gonitwa za wynikiem, tylko mam nadzieję, iż to wyjdzie automatycznie, iż po prostu będę próbowała wygrywać i na ile będzie to możliwe, osiągać jak najlepsze wyniki, na jakie mnie stać.
Zimą mówiłaś, iż zdobywając złoto mistrzostw Europy, udowodniłaś coś niedowiarkom. Podkreślałaś, iż wcale nie jesteś za stara na sukcesy. Czy po tym medalu podejście do ciebie się zmieniło?
- Tak, czuję, iż teraz jestem troszeczkę bardziej na poważnie odbierana w środowisku. Kiedyś uważano, iż mogę tylko trochę postraszyć rywalki, ale teraz to jak trenuję, daje mi dużo pewności siebie. Wiem, iż pewne rzeczy nie mają prawa się nie udać. Fizjologowie nam pomagają. Bardzo, bardzo dużo w kontekście zmęczenia podpowiada profesor Jerzy Żołądź. Wiadomo, iż trener i zawodnik czasami się mylą i mogą na przykład za bardzo chcieć, więc fizjologowie czuwają. Jesteśmy teamem, który nie wymyśla sobie z głowy jakichś rzeczy, tylko jesteśmy pewni tego, co robimy. I to daje efekty takie, iż z tygodnia na tydzień w hali się poprawiałam, biegałam bardzo równo i jeżeli teraz nie będzie jakichś czynników niesprzyjających, to myślę, iż to samo będę robiła w okresie letnim.
Słuchać u ciebie pewność i widać radość.
- Tak, wróciła mi nie tylko euforia z biegania, ale i z życia. Miałam gorsze momenty, gdy brakowało we mnie życia. Myślę, iż wróciłam sama do siebie i jestem taka, jaka kiedyś byłam, jako 20-latka. Wróciła do mnie młodzieńcza radość, z czego się cieszę, bo myślałam, iż to już nie wróci. Wow, to da się przezwyciężyć! Myślę, iż wszystkie osoby, które są w momencie zwątpienia, warto, żeby nie czekały i żeby coś próbowały zmieniać, bo czekanie, osadzenie się w jednym punkcie i nic nierobienie po prostu sprawia, iż przedłużamy swój gorszy stan.


Chyba jeszcze jedno się u ciebie zmieniło. Słyszysz te wszystkie dzieciaki krzyczące "Ania! Ania!", prawda?
- Tak, jestem w szoku, iż znają moje imię!
W poprzednich latach nie rozdawałaś aż tylu autografów?
- Tak i nie mam serca komuś odmówić, a bywa, iż muszę, bo na przykład po biegu w Memoriale Kusocińskiego musiałam iść na trening. Bardzo ciężko teraz pracujemy, żeby później wykorzystać te wszystkie naboje w okresie startowym, który będzie długi, wyczerpujący. I tak, jest to miłe, iż jestem rozpoznawana, chociaż dzisiaj – uwaga – zostałam pomylona z Justyną Święty-Ersetic, ha, ha! Szokujące, bo ja pofarbowałam włosy na czarno, a Justyna jest blondynką. To było takie urocze naprawdę, iż są kibice, którzy się poważnie interesują, i są dzieciaczki, które dopiero wchodzą w ten świat lekkoatletyki.
A jeżeli chodzi o komfort pracy, to ile się u ciebie zmieniło? Minister sportu Sławomir Nitras chwalił się wizytą u ciebie i u Twojego męża, a zarazem trenera po tym, jak zostałaś mistrzynią Europy, wiadomo, iż za tym wynikiem poszło stypendium, a może przybyło ci też sponsorów?
- Straciłam sponsora technicznego, w związku z opóźniającymi się negocjacjami, czy po prostu podjęciem decyzji, no i jestem bez sponsora. Ale mam nową współpracę z Gminą Trzebownisko, a inne współprace, które miałam – z Miastem Rzeszów, z województwem Podkarpackim, z Lotniskiem Rzeszów i z firmą Salco - się poprawiły, zwiększyły, bo doceniono mnie za te sukcesy. To jest bardzo miłe, iż ciężka praca sukcesy są zauważane. A najważniejsze, iż mój mąż może jeździć ze mną na zgrupowania. Jeszcze niedawno musiałam się przygotowywać bez niego i trenowałam tak, iż byłam na obozach kadrowych z obcymi trenerami, a ze swoim byłam w kontakcie online. Praca z własnym trenerem na treningu jest bardzo ważna. Ostatnio byliśmy 30 dni na obozie, było bardzo ciężko, ale bardzo dużo nam to dało.
Na koniec chcę się upewnić: wysyłamy komunikat do sportowych firm odzieżowych, iż mistrzyni Europy jest do wzięcia?
- Oczywiście! Ha, ha!


Z Anną Wielgosz rozmawialiśmy w grupce dziennikarzy w piątek w Chorzowie, po Memoriale Kusocińskiego.
Idź do oryginalnego materiału