Żużel. Ma gadżety najlepszych żużlowców na świecie! Fantastyczna kolekcja w Lesznie! (WYWIAD)

1 dzień temu

Pan Andrzej Walkowiak z Leszna to prawdziwy pasjonat wszystkiego, co związane z żużlem. Jego niesamowita kolekcja gadżetów i pamiątek należących do zawodników robi ogromne wrażenie. Swoim zamiłowaniem postanowił podzielić się z nami w rozmowie, która wyjaśnia przyczyny oraz cel zbierania, a także to, w jakich okolicznościach ta arcyciekawa pasja się narodziła.

Zacznijmy od tego, jak zaczęła się Pana przygoda ze sportem żużlowym?

Sama przygoda z żużlem zaczęła się bardzo dawno temu, miałem wtedy około 16/17 lat. Pochodzę z Leszna, więc o ile były jakiekolwiek zawody czy też treningi, to chodziło się podpatrywać. To zainteresowanie rozwijało się krok po kroku, aż w końcu zostałem mechanikiem.

Z jakimi żużlowcami Pan współpracował?

Też było to dosyć dawno, bo 13 lat temu. Jednym z lepszych zawodników był Damian Baliński – legenda leszczyńskiej Unii. Pracowałem także z Adamem Skórnickim, Krystianem Klechą, a także kilkoma innymi młodszymi żużlowcami.

Wiemy też, iż Pana pasją jest kolekcjonowanie różnych gadżetów żużlowych. Jak do tego doszło, kiedy to całe zbieranie się zaczęło?

Kolekcjonuję pokrowce czy też obszycia na motocykl żużlowy. Zaczęło się to wszystko od pierwszego pokrowca, który pozyskałem od mechaników Sebastiana Ułamka. Powiesiłem sobie go w garażu, no i stwierdziłem, iż jeden wystarczy. Aż później pojawił się drugi, trzeci i po prostu później zrobiła się z tego taka kolekcja, której praktycznie nie ma nikt.

Z tego, co widzieliśmy, ta kolekcja naprawdę imponująca.

Zgadza się. Mam pokrowce, ocieplacze na silniki, czapeczki, plastrony, mam choćby kevlar z Wrocławia. Dużo naprawdę bardzo ciekawych rzeczy. Pochodzą one od najlepszych zawodników takich jak np. Wiesław Jaguś, Emil Sajfutdinow, Damian Baliński, bracia Pawliccy, Maciej Janowski, Jason Doyle, Jarosław Hampel czy Tai Woffinden. Mam tego całe mnóstwo.

Gdzie Pan to wszystko trzyma?

Wszystko trzymam w garażu w Lesznie. Wjeżdżam jeszcze autem, ale miejsca robi się coraz mniej (śmiech).

Nie myślał Pan, żeby zrobić z tego taką wystawę czy też mini muzeum?

Myślałem nad tym, ale nie wiem za bardzo, do kogo się pokierować. To na pewno jest świetny pomysł, ale nie wiem, jak mógłbym to zrealizować.

Skąd się takie rzeczy pozyskuje? Wiemy, iż nie są to rzeczy łatwo dostępne.

Zaczęło się, tak jak mówiłem, od pierwszego pokrowca Sebastiana Ułamka. Ktoś go ot tak wystawił do internetu, po prostu chciał się go pozbyć, więc ja go kupiłem. Później pracowałem na żużlu, więc tych znajomości mam naprawdę wiele. Dzwonili do mnie ludzie, czy nie chcę takiego pokrowca, bo wiedzieli, iż mam już jeden od Sebastiana. Tak zrobił jeden, drugi, trzeci i tak to dalej idzie. Posiadam pokrowce z ligi czy z Grand Prix, bo zawodnicy zmieniają je niemal co roku, ze względu na zmieniających się sponsorów. Im to nie jest potrzebne, a mi daje dużo radości.

Czy jest Pan znany w Lesznie ze swojej fantastycznej kolekcji? Kibice dopytują, czy ma Pan coś do oddania albo chociaż pokazania?

Gdy tylko otwieram bramę w garażu, to zawsze ktoś zapyta (śmiech). Dużo osób też nie wie, co to są za rzeczy, więc włącza się ludzka ciekawość. Zawodnicy po prostu pozbywają się tego, bo nie czują potrzeby kolekcjonowania. Po ostatnim wywiadzie, który udzieliłem do gazety, to co mam w garażu, stało się bardziej popularne i coraz więcej osób chce przyjść, zobaczyć czy choćby dotknąć.

Co Panu daje to zbieranie? Czy to jest czysta satysfakcja, czy może chęć zebrania jak najwięcej?

Nie, to jest po prostu czysta pasja. Zawsze chciałem mieć coś, czego nie ma nikt. Kibice kolekcjonują programy, ale tego co ja mam nie ma praktycznie nikt. Jak wchodzi się do mojego garażu, przypominają się okoliczności, w jakich się to wszystko zbierało, także mój początek pracy przy żużlu, ten zapach… dla mnie to jest coś wspaniałego.

Wiemy, iż jest Pan kibicem Unii Leszno. Jak wyglądają perspektywy dla „Byków” w tym sezonie? Drużyna leszczyńska po wielu latach dominacji i rozdawania kart w końcu spadła z Ekstraligi.

Mieszkam kilometr od stadionu i zawsze, gdy jest czas, pojawiam się na stadionie. Leszno żyje żużlem, więc to jest nieuniknione (śmiech). Głównie przez kontuzje Unia spadła z Ekstraligi, ale w przyszłym roku na pewno wróci, bo z tego co widzimy, wszystko idzie w dobrą stronę. Rok przerwy nikomu krzywdy nie zrobił. Tyle, co Unia przez te wszystkie lata zdobyła medali, to jeszcze nikt bardzo długo nie zdobędzie.

Panie Andrzeju gratuluję pasji i bardzo dziękuję za tę rozmowę.

Proszę bardzo, dla mnie to czysta przyjemność.

Idź do oryginalnego materiału