Ależ wojna na Fame MMA 26! Cepy, sierpy, kopnięcia. W końcu wkroczyli sędziowie

8 godzin temu
Cepy i sierpy kontra kopnięcia. Tak najlepiej można opisać starcie Bartosza Szachty z Josefem Bratanem na gali Fame MMA 26: GOLD. Pierwszy z nich polował na brutalny nokaut, drugi chciał mu uniemożliwić walkę, odłączając jego nogi. Ostatecznie żaden nie dał rady, ale jeżeli chodzi o zwycięstwo, to już powędrowało niejednogłośnie na korzyść Szachty.
Gdy ostatni raz widzieliśmy Josefa Bratana (Jose Simao) na gali Fame MMA, nie było to planowane. Wtargnął on bowiem do klatki podczas walki swojego brata Alberto z Kamilem Mataczyńskim w starciu wieczoru Fame MMA 25. Doprowadził tym samym do dyskwalifikacji Alberto, ale jak widać, federacja nie za bardzo się tym przejęła i już przy okazji kolejnej gali pozwoliła mu wkroczyć do akcji. Tym razem legalnie.


REKLAMA


Zobacz wideo Zbudował skocznię w ogrodzie, teraz organizuje tam konkursy. Jak wyglądają skoki amatorów?


Narożnik jedno, Bratan drugie. On widział tylko jeden cel
Jego rywalem został Bartosz Szachta, który na wspomnianej gali Fame MMA 25 znokautował ekspresowo Alana Kwiecińskiego, rewanżując mu się za zeszłoroczną porażkę. Jego styl jest dość prosty. Albo on skończy walkę przed czasem, albo to jego skończą. Żadna z jego walk nie widziała jeszcze drugiej rundy. Fani prawdopodobnie liczyli, iż na tej gali się to nie zmieni.


Zresztą to podejście gwałtownie się ujawniło. Szachta walczył tak, jakby każdym uderzeniem chciał urwać rywalowi głowę. Bardzo eksplozywnie, ale niezbyt skutecznie. Bratan dobrze kontrolował dystans kopnięciami na nogi oraz tułów. Pierwszy raz w karierze Szachta zaznał drugiej rundy. Drugiej rundy, w której wiele się nie zmieniło. Bratan bardzo niechętnie atakował na głowę. Mimo żądań ze strony własnego trenera uparcie rąbał w nogi przeciwnika. Przy czym w końcu dało mu to efekt, bo gdy zderzyli się goleniami (wyprowadzili kopnięcie w tym samym czasie), noga Szachty niemal odmówiła posłuszeństwa.


Cepy oraz sierpy vs kopnięcia. I tak całą walkę
Sędziowie nie mieli lekko po dwóch rundach, a trzecia bardzo wyraźnie im nie pomogła. Szachta podkręcił trochę tempo, choćby kilka razy trafił rywala. Jednak efektu w postaci nokautu czy choćby liczenia nie było. Bratan robił to, co robił wcześniej. Kopał, kopał i kopał. Gdy walka dobiegła końca, nadszedł czas werdyktu. Ten okazał się korzystny dla Szachty, który zwyciężył poprzez niejednogłośną decyzję sędziowską.
Idź do oryginalnego materiału