Dziś rodzina 18-latka wiedzie dostatnie życie, a Yamal kupił domy swojej matce, ojcu oraz babci. Jednak przed tym jak piłkarz zarobił wielkie pieniądze, mieszkał w Mataro, mieście położonym nieopodal Barcelony. Dzielnica Rocafonda, w której się wychowywał, uchodzi za jedną z najbiedniejszych w okolicy, skupiając w sobie głównie emigrantów zarobkowych. Takich jak Mounir Nasraoui, ojciec Yamala, który z pochodzenia jest Marokańczykiem.
REKLAMA
Zobacz wideo Najstraszniejsza dzielnica. Szyldy po arabsku i apel: Więcej Yamalów, mniej eksmisji
Tak Yamal zareagował, gdy jego ojca zaatakowano. "Byłem w samochodzie, wracałem z zakupów"
W sierpniu ubiegłego roku piłkarz Barcelony otrzymał dramatyczną wiadomość. Dowiedział się, iż Nasraoui został zaatakowany nożem w rodzinnym Mataro. Podczas rozmowy z Jose Ramonem de la Moreną przypomniał tamtą sytuację i opowiedział, jak na nią zareagował.
- Byłem w samochodzie, wracałem z zakupów z galerii. Wiózł mnie kuzyn, który opowiedział mi o tym zdarzeniu. Zaczęło do mnie dzwonić coraz więcej osób. Byłem dzieckiem i pierwszą rzeczą, jaką chciałem zrobić, to wysiąść z samochodu i pobiec na stację kolejową, żeby dojechać do Mataro i zobaczyć, jak wygląda sytuacja - mówił Yamal.
Następnie wyznał, iż reszta rodziny nie poparła jego planu podróży do rodzinnej miejscowości: - Nie pozwolili mi odwiedzić ojca. Zabrali mnie do domu i zamknęli. Nie chcieli mnie wypuścić. Następnego dnia poszedłem na trening i porozmawiałem z ojcem, który powiedział mi, iż wszystko jest w porządku. Poszedłem do niego do szpitala i wszystko się uspokoiło.
Mounir Nasraoui wyszedł cało z tego ataku, a w tej chwili może uchodzić za celebrytę. Jego profil na Instagramie obserwuje 1,2 miliona użytkowników tej platformy społecznościowej. Jest na nim zresztą bardzo aktywny, pokazując sporo ze swojego życia prywatnego. Czasami też naraża się tam na kpiny fanów. Tak było w kwietniu tego roku przed finałowym spotkaniem Pucharu Króla, który FC Barcelona i Real Madryt zagrały w Sewilli.
"Kontrowersje wywołał jeszcze przed rozpoczęciem spotkania, gdy postanowił podzielić się w mediach społecznościowych zdjęciem sprzed stadionu. Problem w tym, iż nie wiedział nawet, na którym obiekcie w Sewilli odbędzie się finał. I tak, zamiast przed Estadio La Cartuja, zapozował przed Estadio Ramon Sanchez Pizjuan, na którym na co dzień swoje mecze rozgrywa FC Sevilla. - Sanchez, będziesz świadkiem - napisał na Instagramie dzień przed meczem" - opisywał całe zdarzenie dziennikarz Sport.pl, Błażej Winter.