Sabalenka tego finału nie zapomni! Było już 4:1 i 40-0

4 godzin temu
Coco Gauff niespodziewaną mistrzynią Roland Garros! W finale pokonała Arynę Sabalenkę 6:7, 6:2, 6:4. To był absolutny horror, w którym Amerykanka wykazała się większą odpornością psychiczną.
W sobotnim finale Roland Garros zmierzyły się dwie najwyżej rozstawione tenisistki - liderka światowego rankingu Aryna Sabalenka oraz wiceliderka Coco Gauff. Dla Białorusinki był to pierwszy występ finałowy w stolicy Francji. Amerykanka miała już okazję zagrać w takim spotkaniu trzy lata temu, gdy przegrała z Igą Świątek.


REKLAMA


Zobacz wideo Daria Abramowicz wciąż pomaga Idze Świątek? Ferszter: Powinna się wytłumaczyć przed dziennikarzami


Lepiej ten mecz zaczęła Sabalenka. Po 22 minutach odskoczyła Gauff na 4:1 z dwoma przełamaniami. Grała bardzo agresywnie, a przy tym popełniała mało błędów. Świetnie poruszała się po korcie - w jednej z akcji skończyła wymianę wolejem i pierwszy raz odebrała serwis rywalce.
Czytaj także: Legia rozmawia ze swoim byłym trenerem
Gauff początkowo nie nadążała za tempem wymian. Była też coraz bardziej nerwowa, kilka razy uderzyła przez to ramą rakiety i posłała piłkę daleko poza linię końcową. Gdy wynik się nie układał musiała bardziej ryzykować, a to często kończyło się dla niej źle. Sabalenka to dostrzegała, rozrzucała ją po korcie, sprowadzała skrótami do siatki i mijała jak np. w czwartym gemie.


Faworytka serwowała na 5:1, a wtedy niespodziewanie nastąpił pierwszy zwrot. Amerykanka wreszcie zaczęła trafiać po linii. Częściej też chodziła do siatki, korzystając z umiejętności wolejowych. Gauff to w ostatnich latach jedna z najlepszych deblistek świata, była liderka rankingu deblowego, mistrzyni Roland Garros 2024 w tej konkurencji. Dziś coraz rzadziej gra w debla, ale technika jej została.


Sabalenka zaczęła się irytować, więcej mylić. Podejmowała złe decyzje na korcie, jak chociażby w siódmym gemie gdy smeczując zagrała prosto na rakietę Gauff. Efekt? Amerykanka obroniła się, a następnie minęła Białorusinkę. Punkt meczu, kibice wstali z miejsc. Rywalizacja stawała się coraz bardziej zacięta.
Gauff imponowała niezwykłym poświęceniem. W kolejnym gemie doczekała się aż pięciu szans na przełamanie, znów minęła w efektowny sposób Sabalenkę przy siatce. Białorusinka ponownie pokpiła też sprawę, bo przepuściła piłkę, która leciała nad nią. Myślała, iż będzie aut, a ta wpadła w kort. Po chwili odrobione wszystkie straty i 4:4.
Festiwal przełamań
To była prawdziwa wojna nerwów. Sabalenka przełamała na 5:4, by po chwili Gauff wyrównała na 5:5. Istne szaleństwo w dziesiątym gemie, w którym Białorusinka doczekała się dwóch piłek setowych, a Amerykanka zmarnowała cztery break pointy. Za piątym razem jednak przełamała. Wiele zależało w tym fragmencie spotkania od Sabalenki. Gdy trafiała, punkty szły na jej konto. Gdy myliła się - a myliła coraz częściej zarówno przy siatce jak i z głębi pola - to przegrywała wymiany. Psuła smecze, woleje, by po chwili posłać asa. Absolutny rollercoaster.


Gauff trzeba pochwalić za tytaniczną pracę w obronie. Kolejny raz minęła rywalkę po tym, jak tamta smeczowała. Świetnie zgadywała kierunku ataku Sabalenki, kierunki serwisu. Zasłużyła na tie-breaka, który zadecydował o losach pierwszej partii. Amerykanka w "dogrywce" prowadziła już 4:1. Wtedy jednak tenisistka z Mińska wrzuciła wyższy bieg i wygrała 7:5. Dwa ostatnie punkty zdobyła przy siatce - niezrażona tym, iż poprzednio przegrała kilka wymian w ten sposób. Zamknęła seta po godzinie i 18 minutach szalonej walki!


Trudno było pozbyć się wspomnieć z półfinału Igi Świątek z Aryną Sabalenką rozegranego w czwartek na Roland Garros. Wówczas Polka też goniła przeciwniczkę, przegrywała 1:4, a następnie prowadziła 5:4. I też przegrała partię po tie-breaku zakończoną po 71 minutach. W obu przypadkach Białorusinka lepiej wytrzymała mentalnie decydujące punkty.
Gauff wróciła
Drugi set zaczął się odwrotnie, jak pierwszy. Po 18 minutach to Coco Gauff prowadziła 4:1 i serwowała. Grała odważniej, posyłała świetne returny po podaniu Aryny Sabalenki czy winnery po linii. Nagle jednak stanęła, została przełamana, ale to był tylko krótki okres słabości. Nie dała się dogonić Białorusince, która w tamtym fragmencie bardzo jej też pomagała. Liderka rankingu znów straciła serwis - tym razem do zera. Realizator pokazał, iż na liczniku miała już 50 niewymuszonych błędów!
Amerykanka grała stabilniej, pozostawała bardzo skupiona, w pewnym momencie nie popatrzyła choćby i mijając rywalkę prawie trafiła w nią piłką przy siatce. Natychmiast przeprosiła Sabalenka, która tylko się skrzywiła. Na koniec Gauff popisała się smeczem i wygrała 6:2. Znów mogliśmy wrócić do wspomnień z czwartkowego półfinału, bo Świątek wtedy także wygrała z Sabalenką drugą partię.
Gauff z tytułem!
W decydującej partii Coco Gauff początkowo szła za ciosem. Odskoczyła na 3:1, popełniała znacznie mniej błędów, a jeżeli zepsuła forhend potrafiła gwałtownie skupić się na kolejnym punkcie. Aryna Sabalenka z kolei nie wytrzymywała, zaczęła kłócić się choćby ze swoim trenerem Antonem Dubrowem, który siedział w boksie na trybunach. Na koniec trzeciego gema popełniła podwójny błąd serwisowy, wyglądała na rozchwianą emocjonalnie.


Gauff miała dwie szanse na ponowne przełamanie Sabalenki, na potwierdzenie przewagi. Zamiast 4:1 zrobiło się jednak 3:3. Amerykana zaczęła się gubić, kilka razy podjęła złą decyzję o ataku, rywalka z kolei parę razy z rzędu trafiła głęboko pod linię zmuszając ją do obrony i spotkanie znów się wyrównało. Kolejny zwrot w tym niesamowicie zaciętym i emocjonującym paryskim finale!
Sabalence brakowało jednak stabilizacji na przestrzeni kolejnych gemów, by marzyć o korzystnym rezultacie. Znów straciła serwis i przegrała spotkanie 7:6, 2:6, 4:6 po 159 minutach walki. Wielkie brawa dla Coco Gauff, ale trzeba przyznać, iż Białorusinka zrobiła wiele, by "pomóc" swojej finałowej rywalce. - Aryna jest tutaj do pokonania - powiedział nam w piątek w Paryżu Ben Rothenberg, jeden z najbardziej znanych dziennikarzy tenisowych na świecie. Miał rację. Amerykance zaś udało się to, czego nie zrobiła Iga Świątek - w trzecim secie wytrzymała trudy rywalizacji z numerem jeden na świecie. Dzięki temu Gauff zdobyła swój drugi tytuł wielkoszlemowy w karierze.
Kończy się Roland Garros, a tym samym także okres gry na kortach ziemnych. Najlepsze tenisistki przenoszą się na trawę, gdzie od poniedziałku rusza już turniej WTA 500 w Queens Club. Tydzień później odbędzie się impreza tej samej kategorii w Berlinie z udziałem m.in. Sabalenki i Gauff. 30 czerwca w Londynie wystartuje zaś wielkoszlemowy Wimbledon.
Idź do oryginalnego materiału