Sensacyjny awans wychowanka GKM-u. „Nie taki diabeł straszny, jak go malują”

speedwaynews.pl 6 godzin temu

24 maja odbyły się dwie z trzech rund kwalifikacyjnych do cyklu SGP 2. Mowa tutaj o zawodach w Glasgow, a także Pardubicach. Rafał Dobrucki do Szkocji wysłał dwójkę biało-czerwonych – Antoniego Mencela, a także Jana Przanowskiego. Obaj awansowali do cyklu, ale zwłaszcza dobre wrażenie po sobie zostawił wychowanek GKM-u Grudziądz. W przerwanych przez ulewę zawodach w 3 startach zgromadził 7 punktów, co dało mu bezpośredni awans do cyklu SGP2.

Nie ma co ukrywać, iż te zawody nie należały do najłatwiejszych. Niemniej te kilka dni podróży nie poszło na marne. Nie będę ukrywał, iż te kilka godzin przed zawodami, było jednymi z najbardziej stresujących w mojej dotychczasowej przygodzie z żużlem. Kiedy zobaczyłem ten tor, to stwierdziłem, iż jednak nie wygląda on aż tak źle. Tu zadziałało przysłowie, „nie taki diabeł straszny, jak go malują” – powiedział w rozmowie z nami Przanowski.

Deszcz sporo zmienił

Przanowsk w Glasgow stoczył kilka ciekawych walk. W pierwszej serii startów ograł na dystansie Villadsa Nagela, a w trzeciej odważnie zabierał się za Joe Thompsona. To nie może dziwić, ponieważ szkocki owal znany jest z tego, iż zapewnia dobre ściganie. W 2022 roku podczas Grand Prix Challenge kibice byli chociażby świadkami kapitalnego pojedynku Kima Nilssona z Andrzejem Lebiediewem.

Glasgow słynie z bardzo stromych łuków. W normalnych warunkach można się tam napędzić i zaatakować rywala, gdy umiejętnie zjedzie się z tej górki. Być może przez deszcz eliminacje do SGP 2 wyglądały inaczej. Kreda była całkiem optymalną linią toru. Słyszałem, iż nie zawsze tak jest, ale trafił się taki turniej, iż była. Zawody w związku z awansem oceniam bardzo pozytywnie – dodał.

Polak nie brał udziału w zamieszaniu

Po dwunastym biegu zawody przerwano przez pogarszające się warunki pogodowe. W regulaminie FIM jasno bowiem jest napisane, iż w takim wypadku rywalizację można uznać za odbytą dopiero po zakończeniu czwartej serii startów. Tym samym brakowało czterech wyścigów do tego, aby wszystko odbyło się zgodnie z procedurami.

W transmisji zawodów, którą przeprowadził serwis TapesUp, wyraźnie było widać, iż część zawodników wręcz się awanturowała. Część (głównie przedstawiciele z miejsc 1-4) chciała zakończyć zawody, ale ci, którzy byli jeszcze w grze, nalegali, aby wznowiono rywalizację. Ostatecznie sędzia zawodów zakończył turniej po trzeciej serii. Mikkel Andersen, Jan Przanowski, a także Jake Mulford mieli awans zapewniony bez większych przygód. Villads Nagel, Tate Zischke, Antoni Mencel oraz Joe Thompson musieli z kolei poczekać na losowanie. Po nim największe powody do euforii miał Polak. Co w tym czasie robił Przanowski?

Ja siedziałem tylko w swoim boksie. Czekałem na werdykt sędziów, czy jedziemy, czy przekładamy, czy jakie inne decyzje zapadną. Nie byłem w tej grupie, która się tam kręciła i dyskutowała – zdradził wychowanek klubu z Grudziądza.

Polak cieszy się z awansu, ale na razie nie chce zdradzać planów.

Mierzę wysoko. Pracuję nad tym, aby wszystko wyszło jak najlepiej. Celu nie zamierzam zdradzać przed startem cyklu, ale udowodniłem, iż nie było to tzw. puste pole na stracenie. Co będzie dalej? Zobaczymy, ale podejdę ambitnie do rywalizacji – zakończył

Jan Przanowski
Idź do oryginalnego materiału