Tylko Włosi organizowali finał Ligi Mistrzów siatkarzy tak często jak Polacy - aż sześciokrotnie. Od 2001 roku nigdzie nie odbywał się częściej niż w Łodzi - najlepsze drużyny europejskiej siatkówki rywalizowały tu już w 2008, 2010 i 2012 roku. Teraz Final Four najważniejszych klubowych rozgrywek odbywa się tu już po raz czwarty.
REKLAMA
Zobacz wideo Lewandowski buduje imponującą posiadłość! To tu może zamieszkać po karierze
O imprezie, ale także znaczeniu polskiej siatkówki w Europie i na świecie, czy strategii rozwoju tego sportu rozmawiamy z wybranym niespełna rok temu prezesem CEV Roko Sikiricem. Były chorwacki siatkarz jest związany z siatkówką od 30 lat, a przed wyborem na prezesa federacji pracował w niej przez dziesięć lat na stanowiskach kierowniczych, w tym ostatnio jako szef działu siatkówki i wydarzeń.
Jakub Balcerski: Wciąż czuje się pan kimś nowym jako prezes CEV? To dla pana pierwszy finał Ligi Mistrzów w tej roli.
Roko Sikirić: przez cały czas jestem świeżakiem na tym stanowisku. Ale w biurze CEV i ekosystemie siatkówki jestem już ponad 30 lat. Najpierw jako zawodnik, potem w roli działacza, dziś jako prezes CEV. Znam zatem środowisko, w którym pracujemy. Rozumiem problemy zawodników, klubów czy związków. Zatem mam wszystkie narzędzia, które pozwalają rządzić tą instytucją, co zdążyłem już udowodnić przez ostatnie siedem miesięcy.
Roko Sikirić, prezes CEV Fot. Jakub Balcerski, Sport.pl
Jak widzi pan ten turniej? Dla CEV to chyba coś w rodzaju wisienki na torcie - finalny siatkarski produkt, nad którym pracujecie.
- Dokładnie. Rozumiemy wpływ i wagę organizowania w Polsce Final Four i dlatego staraliśmy się dołożyć wszelkich starań, żeby porozumieć się z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej i władzami miasta Łodzi. Udało się. To coś, na co zasługują polscy fani. I polskie kluby. Przez wiele lat zdominowaliście te rozgrywki, ale od dziewięciu lat nie organizowaliście finału Ligi Mistrzów. Stąd uważam za spory sukces nowych władz CEV, iż udało nam się zawrzeć odpowiednią współpracę tak, żeby wspólnie móc rozwijać siatkówkę.
To, iż udało nam się wyprzedać halę kilka godzin po ogłoszeniu tego, gdzie planujemy zakończyć ten sezon rozgrywek, jest tylko potwierdzeniem, iż nasza decyzja była adekwatna (Sikirić mówi tu o wyprzedaniu łódzkiej Atlas Areny, ale bilety na mecze przez cały czas da się kupić - red.). Widzę to także po zainteresowaniu mediów. Ponad setka akredytowanych dziennikarzy, widać spore zainteresowanie. A to zwiastuje duży sukces dla naszego sportu.
Jaką strategię przyjmiecie na przyszłość finału Ligi Mistrzów? Dotychczas filozofia rozgrywania go mocno się zmieniała - teraz jest Final Four, wcześniej mieliśmy Superfinały, czasem w jednym, czasem w dwóch miejscach. I pojawiały się plotki o umowach gwarantujących gospodarzom goszczenie imprezy przez kilka lat. Jak jest w tym przypadku?
- Zgodziliśmy się na ten jeden weekend, na tegoroczne Final Four. Z tą umową pokazujemy jednak naszą elastyczność i otwartość, bo razem z organizatorami zdecydowaliśmy, iż będziemy grać o dzień dłużej - mecze realizowane są od piątku. To daje nam więcej przestrzeni i ekspozycji, zaangażowanie poprzez media. Dbamy też o dobro zawodników, którzy mają czas na odpoczynek pomiędzy meczami.
Mówiąc o strategii na przyszłość: po zakończeniu rozgrywek otworzymy proces oficjalnego składania ofert na organizację Final Four. Nie chcemy już czekać z ogłaszaniem gospodarza do ostatniego momentu i 2026 roku. Mam nadzieję, iż będziemy mogli, i jest w tym przestrzeń także na nasz wkład, kontynuować długofalową współpracę z Polską, organizując tu kolejne imprezy. Znamy wasze możliwości.
Spodziewa się pan zatem, iż Polska od razu zgłosi się po organizację kolejnych finałów? Wiele osób tutaj chce, żeby w naszym kraju odbywało się jeszcze więcej ważnych siatkarskich meczów, ale czasem występuje przesyt. Gdy organizowaliśmy mistrzostwa świata rok po mistrzostwach Europy, a w międzyczasie wiele innych turniejów, to choćby polscy kibice pytali, czy nie potrzeba nieco urozmaicić kalendarza.
- Tak, ale to, o czym mówisz odnosi się do rozgrywek reprezentacji, a Liga Mistrzów to rozgrywki dla najlepszych klubów. I wasze kluby zasługują, żeby grać u siebie i przed własną publicznością. Nie chcemy, żeby decyzja odnośnie finałów w przyszłym sezonie została podjęta w lutym, bo to zmniejsza wartość naszych rozgrywek. Chcemy znaleźć dom dla Ligi Mistrzów i jeżeli zostanie nim Polska, to będziemy ogromnie zadowoleni, żeby stać się jego częścią.
Roko Sikirić, prezes CEV (z lewej) i Sebastian Świderski, prezes PZPS (po prawej) Fot. Jakub Balcerski, Sport.pl
Bał się pan, iż będziemy mieli do czynienia z międzynarodowymi mistrzostwami Polski w tym Final Four? W końcu była szansa nie tylko na dwie, ale i trzy drużyny z PlusLigi.
- Projekt Warszawa ostatecznie przegrał z Halkbankiem Ankara w ćwierćfinale, ale tak, była taka możliwość. przez cały czas widzimy jednak różnorodność, wzrost konkurencyjności i znaczenia innych państw na rynku. Stają się silne. Oczywiście, czasem w tych rozgrywkach potrzeba trochę szczęścia, sporo zależy od kontuzji i innych czynników. Dlatego rzeczywistość na razie jest taka, iż dominujecie Ligę Mistrzów od wielu lat. I zobaczymy, co wydarzy się w przyszłości. Sam życzę wam sukcesów. Ale jako prezes CEV chcę, rzecz jasna, pracować nad rozwojem nie tylko polskiej siatkówki, ale też innych krajów, które są częścią naszej federacji.
W Łodzi ma pan więcej czasu w nacieszenie się siatkówką czy spotkania za kulisami?
- To oczywiście napięty okres. Dzięki tym rozgrywkom możemy przedyskutować wiele spraw z klubami i zawodnikami. Mamy też w niedzielę posiedzenie zarządu, na którym dyskutujemy o przyszłości naszego sportu. Odbyło się ich już sześć, czy siedem za mojej kadencji. Ciężko pracujemy nad rozwojem siatkówki.
Pana filozofia i plan pracy zmienił się mocno od czasu, gdy został pan wybrany nowym prezesem CEV? Oczekiwania zderzyły się z rzeczywistością?
- Wszystko, co obiecywałem w trakcie mojej kampanii, na razie jesteśmy w stanie osiągnąć. Zapadło wiele decyzji, przy których nowy zarząd CEV kierował się dobrem i interesem siatkówki. Myślę i widzę, iż wszyscy zainteresowani, w tym także media, są w stanie zauważyć różnicę, która zaszła w naszych działaniach przez ostatnie sześć miesięcy. A przed nami sporo czasu i pracy.
Będzie wiele wyzwań i szans. Jesteśmy tu dla naszego sportu i żeby się wspólnie rozwijać. Nie możemy tego robić sami, co udowadnia choćby skala pomocy ze strony Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Współorganizujemy ten turniej. Widzę wiele szans do dalszej współpracy w trakcie najbliższej przyszłości. Wierzę, iż będzie dla nas jasna. I iż zmienimy ten sport, wzniesiemy go na jeszcze wyższą pozycję niż ta, którą zajmuje obecnie.
Z czego chce być pan dumny, co na pewno chce pan osiągnąć w tej roli?
- Na razie byłbym dumny, gdyby udało nam się zapewnić długofalowy rozwój Final Four Ligi Mistrzów, odpowiednio zadbać o te rozgrywki. Rozwinęliśmy już komercyjną ścieżkę dla CEV. Stworzyliśmy dokument, nad którym pracowaliśmy z ekspercką agencją w sferze strategii danych, mediów i marketingu. Pracujemy nad tym dalej i byłoby świetnie, gdyby CEV miał coraz więcej przychodów dzięki sponsoringowi. Tak zarabiają krajowe związki i chciałbym pracować razem z nimi, iść tą samą drogą. Jest wiele narzędzi, które wprowadzamy do federacji. To nie są marzenia, a plany. Coś, na co mamy już sposób, precyzyjnie określoną ścieżkę rozwoju. Będziemy to wprowadzać przez kolejne miesiące.
A ma pan jedną rzecz, którą gdyby mógł zmienić ot tak, za jednym kliknięciem, od razu wprowadziłby w siatkówce?
- W sporcie, co trenerzy i kluby wiedzą najlepiej, nic nie dzieje się ot tak. Wyniki nie przyjdą za pstryknięciem palcami. I nie widać ich choćby od razu po wykonanej pracy. Chodzi też o konsekwencję i wytrwałość. Musisz ufać sobie i decyzjom, które podejmujesz. Nie mogą się ponad sobą uwypuklać. Każdy element łańcucha się ze sobą łączy i zapewnia sukces naszym produktom w dalszej perspektywie.
A nie mamy tylko Ligi Mistrzów. Jest Puchar CEV, Puchar Challenge, mistrzostwa Europy czy siatkówka plażowa. Jest wiele filarów naszej działalności, którym trzeba poświęcać uwagę i pilnować, by się rozwijały. Oczywiście, w moim programie podczas kampanii wielokrotnie wyróżniałem niektóre z nich. Ale pracujemy krok po kroku, żeby te elementy szły do przodu razem. Nie chcemy niczego pominąć.