Niektórzy kibice mogą pamiętać łzy Łukasza Kaczmarka po finale Ligi Mistrzów z 2023 roku, po którym broniący wówczas kolorów Zaksy Kędzierzyn-Koźle siatkarz ze łzami w oczach dziękował kolegom z zespołu. - Grali dziś bez atakującego - rzucił wówczas samokrytycznie. W środę co niektórzy mogliby stwierdzić, iż polscy siatkarze też zbyt długo grali bez atakującego, bo zdecydowanie nie był to dzień Kewina Sasaka.
REKLAMA
Zobacz wideo Michał Probierz wróci do Ekstraklasy? Żelazny: To jest pomysł samobójczy
Polacy tym razem nie zaprzeczyli logice. Bolesne 11 procent
Oczywiście, w pierwszej kolejności trzeba przypomnieć, iż Sasak rozgrywa właśnie debiutancki sezon w kadrze, więc z wszelkimi przesądzającymi ocenami trzeba się wstrzymać. Ale faktem jest, iż swoją postawą w pierwszym turnieju LN 28-letni zawodnik po prostu zachwycił. Prezentował się wówczas równie dobrze jak w minionym sezonie w barwach Bogdanki LUK Lublin, z którą sensacyjnie wywalczył mistrzostwo Polski. Po tym jak dwa tygodnie temu zagrał cztery świetnie mecze w Chinach niektórzy żartobliwie pytali, kiedy zamierza się zatrzymać. Teraz już znamy odpowiedź. Ale też mamy nadzieję, iż to tylko chwilowa zadyszka.
- Włosi to nasz najtrudniejszy przeciwnik w tym turnieju. Gramy z nimi pierwszy mecz i to świetna okazja, by zobaczyć, w jakim miejscu jesteśmy. To może nam pomóc wejść na wyższy poziom - stwierdził w niedawnej rozmowie z Polsatem Sport Grbić.
A ekipa Italii potwierdziła, iż szkoleniowiec nie przesadził z docenieniem jej możliwości. Mistrzowie świata przylecieli do USA w bardzo mocnym zestawieniu, znacznie mocniejszym od Polaków, których większość czołowych zawodników trenuje w tej chwili w Spale. I dlatego też sztuczna inteligencja w przedmeczowych przewidywaniach dawała aż 63 procent szans na zwycięstwo Włochom, a jedynie 37 Biało-Czerwonym, którzy dwa lata temu w finale mistrzostw Europy rozbili drużynę Ferdinando De Giorgiego.
Polscy kibice mogli po cichu liczyć, iż w Chicago powtórzy się historia sprzed sześciu lat. Wówczas Biało-Czerwoni przylecieli na turniej finałowy LN do tego miasta w rezerwowym składzie i sprawili niespodziankę, zdobywając trzecie miejsce. Tym razem znów byli w rezerwowym składzie, ale tym razem logice nie zaprzeczyli.
Ale wróćmy do Sasaka. W pierwszym secie od pewnego momentu gra nie układała się całej drużynie, ale mocno kłuło w oczy 11 procent skuteczności w ataku, które pojawiło się przy nazwisku tego siatkarza po tej partii. Potem było lepiej, ale tylko trochę, bo po drugiej doszedł do 18 proc. Wydawało się, iż przebudzi się od trzeciej partii, ale nadzieja utrzymywała się tylko chwilę. To przyjmujący Kamil Semeniuk i Artur Szalpuk ratowali sytuację na skrzydłach.
Rozgrywający Marcin Komenda, który gra z Sasakiem w klubie, dawał mu wiele szans. Nieraz po kilka w jednej wymianie, a Grbić wyglądał na coraz bardziej podirytowanego nieskutecznością swojego zawodnika, który był wtedy cały czas a to podbijany przez rywali, a to blokowany. Nieraz widać było, jak szkoleniowiec coś tłumaczy na boku atakującemu. W pewnym momencie podbiegł udzielić mu wskazówki także Aleksander Śliwka, który dołączył do drużyny awaryjnie w miejsce kontuzjowanego Rafała Szymury. Ale - mimo starań 28-latka - kilka to dało. Mecz zakończył z 12 punktami i 29-procentową skutecznością. A grał niemal bez przerwy - bo tylko w pierwszym secie na chwilę zszedł.
Simone Giannelli, Alessandro Michieletto i spółka momentami świetnie się bawili na boisku, a Sasak raczej wyglądał, jakby próbował przebić głową mur. Pozostaje mieć nadzieję, iż to był po prostu słabszy dzień tego zawodnika. Bo narobił kibicom i Grbiciowi duży apetyt swoją świetną postawą w klubie i wcześniejszych meczach kadry. Szansę na zmazanie plamy ze środy będzie miał prawdopodobnie już w kolejnym spotkaniu w Chicago - z Kanadą.