Żużel. Nie raz Kraków… budowali. Zbudują?

3 tygodni temu

No to mamy nowy-stary ośrodek na żużlowej mapie. Wanda Kraków zapisała się szczególnie w mojej pamięci. To był wyjazd! Początek sezonu a tu… Nowa Huta niespodziewanym liderem. Jedziemy więc na wyprawę z „potężnego” Grudziądza. Autobus. Zawodnicy. Funkcyjni. Kilku kibiców. Takich szczególnych. „Lubianych” przez klub. Eskapada z noclegiem, zatem… hulaj dusza. Całą drogę jako motyw przewodni drzemy japy na melodię „Wiła wianki”. To miało być a propos Wandy co nie chciała Niemca. Podobno. Naszym zdaniem.

W samym Krakowie nocleg tuż przy… nocnym. Jako kibole rozpoczęliśmy… intesywne zajęcia w podgrupach. Aż do wyczerpania zapasów. Skoro jednak nocny na odległość wzroku. Padło więc klasyczne: „Młody – lecisz”. I poszli. We dwa. Tylko… długo nie wracali. Razem z moim „doparowym” ruszyliśmy z odsieczą. Kiedy miejscowi wyskoczyli z kosami, w mgnieniu oka zrozumieliśmy „powagę sytuacji”. Wtedy pobiłem swój rekord życiowy w sprincie, ale ten nie został odnotowany, gdyż startowałem na dopingu. Udało się.

Potem jeszcze rano sklepik, żeby sklecić coś do… picia na śniadanie. Tamże kilka fotek i nieudane zaloty do ekspedientek. No i wreszcie stadion. Przypomniało się o motywie przewodnim, więc tubylcy byli mocno zaskoczeni, iż krzyżaków mecz średnio interesował, bowiem uparli się pobić rekord śpiewu non stop. Wszak gdzie śpiew słyszysz, tam wejdź… . Doszliśmy coś do 174 zwrotki. choćby autorzy pięsni nie wiedzieli, iż „Wiła wianki” ma ich aż tyle. No i podobno wygraliśmy tamten mecz. Chłopaki do dziś wspominają ten wyjazd. Każdy ma własne obserwacje, zwykle nienadające się do publikacji.

Żużel. Kto skusi się na Klindta? Były dwie rozmowy!

Żużel. Problemy Fogo Unii Leszno! Cook wypada na 8 tygodni!

A teraz? Kraków wraca. Zawsze to dobrze, gdy duża aglomeracja ma swą reprezentację w dyscyplinie. Ale ta „duża” to też poważniejsze problemy. Przede wszystkim grupka chorych na szlakę pasjonatów codziennie musi kruszyć opór materii. Tam konkurencja jest ogromna. To nie Grudziądz, iż masz 2/3 liczące się w skali kraju kluby. Tutaj jest tego ponad miarę. I każdy ma pasję i swoje potrzeby. I każdy wyciąga rękę. Po prośbie. Do magistratu. Do sponsorów. Wszędzie. Każdy też walczy o publikę. Ważne, by nie brakło zapału. A mankamenty? Oczywiście będą. Pamiętajmy tylko, iż to nie enigmatyczny „Kraków” wraca. To wąska grupka zapaleńców. Dużo dobrych chęci i dużo nauki przed sobą. Takim kapitałem dysponują. Kroczek po kroczku, starają się także zjednywać sobie przyjaciół. Od początku budują relacje (mocno nadszarpnięte przez poprzedników) z miastem, kibicami, centralą. Pomaga nazwiskiem i autorytetem Krzysiek Cegielski. To ważne. Otwiera wiele drzwi. Ale codzienną orkę ktoś musi podjąć. Wierzę, iż podołają, a z czasem będzie ich coraz więcej.

W Nowej Hucie tradycje zacne. Żużel znają tam przynajmniej od roku 1956. Najpierw Automobil klub, potem przez kolejny rok Jako AMK (awansował do II ligi) i wreszcie w latach 1958-1965 jako Wanda. Co interesujące – przez „moment” w Krakowie funkcjonowały… dwa kluby żużlowe. Epizod Cracovii nie trwał jednak długo. Wracając zaś do Nowej Huty. Największy sukces? Na pewno rok 1960 i awans do ówczesnej I ligi. To rozbudziło nadzieje i oczekiwania. Paradoksalnie jednak największy historyczny sukces krakowskiego żużla okazał się przyczyną jego największej porażki. W międzyczasie klub wzmocnił się pozyskanym przed sezonem 1959 ze Skry Warszawa Maciejem Korusem, który swój transfer uzależnił m.in. od… zorganizowania ślubu w katedrze na Wawelu. 12 klęsk, jedno zwycięstwo w sprzyjających okolicznościach przyrody (osłabienie Lwów) i jeden wyrównany mecz u siebie, acz również przegrany. Kiepski bilans trzeba przyznać. Degradacja stała się początkiem końca. Kontuzja lidera – Tadeusza Fijałkowskiego również nie pomogła. Sezon 1965 był ostatnim. Skończyło się katastrofą, bowiem motocykle, po wycofaniu zespołu w trakcie rozgrywek, zamilkły aż do roku 1993. Dotychczasowi liderzy krakowian, Stanisław Chorabik i Andrzej Tanaś, w serii rewanżowej zasili szeregi Unii Tarnów, wydatnie pomagając jej w zajęciu 2. miejsca w II lidze i awansie do I ligi w 1966. Ostatnim akordem żużlowego sezonu 1965 w Krakowie było rozegranie na obiekcie Wandy, już po likwidacji jej sekcji, dwóch spotkań przez pierwszoligowca Śląsk Świętochłowice (z Wybrzeżem Gdańsk i Polonią Bydgoszcz), obydwu dla niego zwycięskich.

Żużel. Widziane zza Odry. O wspólnym mianowniku gospodarza domu i wypadków poznańskich

Żużel. Stal Gorzów płaci przed czasem?! „Sam się dziwię” (WYWIAD)

W roku 1993 grupa sympatyków żużla powołała sekcję na nowo, a krakowscy zawodnicy startowali w II lidze żużlowej, niejednokrotnie wycofując się z rozgrywek w trakcie sezonu z powodu braku funduszy – aż do sezonu 2006, do którego drużyna już w ogóle nie przystąpiła. Z tych samych powodów, dla których Kraków zniknął w połowie lat 60. z żużlowej mapy Polski, próba jego reaktywacji w latach 90-tych również zakończyła się fiaskiem. Nikłe zainteresowanie żużlem wśród krakowian nie pozwoliło nowej Wandzie utrzymać sponsoringu firmy Realbud, ani pozyskać znaczących środków od innych sponsorów. W tej sytuacji nie pomogła choćby pomoc sprzętowa i kadrowa Unii Tarnów. Po trzech kolejnych, nieudanych próbach odjechania całego sezonu, działacze krakowscy poddali się i wycofali sekcję z rozgrywek.

Współczesna historia i „przygody” właściciela są znane. Nie warto do nich wracać. Teraz mamy kolejną próbę i kolejną grupę zapaleńców. Oby tym razem z dłuższym skutkiem i… sukcesami. Szczególnie organizacyjnymi, a wtedy przyjdą również sportowe. Budujące musi być spore zainteresowanie prezentacją drużyny. Kibiców i mediów. Niech dobrym prognostykiem będzie wypowiedź nowego prezesa klubu – Jesteśmy pozytywnie zaskoczeni frekwencją, mieliśmy trochę przeczucia, iż przyjdzie mniej ludzi, ale była pełna sala. Cieszymy się z tego. Mam nadzieję, iż takie zainteresowanie przeniesie się na liczbę widzów na stadionie podczas naszych meczów – mówił Mikołaj Frankiewicz, prezes klubu. – Nam również brakowało żużla w Krakowie, dlatego podjęliśmy się reaktywacji. Bardzo dużo osób było tym zainteresowanych, ciężko szło, ale chcemy pokazać, iż warto, iż jest głód żużla w Krakowie.

Trzymamy za słowo. Zawsze to plus dla szlaki, gdy wracają dawne ośrodki, z tradycjami. Kraków jest i oby się rozwijał. Pora na Świętochłowice. Czekamy i życzymy… jak najlepiej.

Przemysław Sierakowski

Idź do oryginalnego materiału