Żużel. Pizza Zmarzlik, Mister Easy i Parklife Girls, czyli dwudniowe GP nad kanałem Ashton (REPORTAŻ)

7 godzin temu

Tradycyjnie we wtorek po turnieju Grand Prix przyglądamy się minionej odsłonie rywalizacji o tytuł indywidualnego mistrza świata. Spoglądamy jednak na nią nie od strony sportowej, a „od „kuchni”. Dziś zatem pora na nieobiektywną relację z eskapady do Manchesteru, gdzie odbyło się szczególne w tegorocznym kalendarzu dwudniowe Grand Prix.

Finał będzie, tym razem, na początek. Gdyby ktoś się nas zapytał, niczym redaktor Miszczak Jerzego Mordela, czy są Panowie zadowoleni? Odpowiadamy, iż tak, jesteśmy. Obejrzeliśmy doskonały żużel, a Bartosz Zmarzlik wywiózł z Anglii 40 punktów do klasyfikacji Grand Prix i jest coraz bliżej kolejnego tytułu mistrza świata. O sportowej stronie imprezy możecie jak zwykle poczytać TUTAJ.

Organizatorzy zapowiadali weekend jako wielkie święto żużla i z takim faktycznie mieliśmy do czynienia. Stadion był niemal pełny, choć nadmienić trzeba, iż bilety przed zawodami były do nabycia zarówno w kasach, jak i u stojących nieopodal nich „koników”. Ci ostatni za bilet o nominalnej wartości 130 życzyli sobie jedyne… 90 funtów. Nic zatem dziwnego, iż do godziny 19 stali z biletami w ręku. Czy był jakiś minus, jeżeli chodzi o samą organizację zawodów? Był i to poważny. Mam na myśli piątkowe zawody. Nie wiadomo kto zawinił, ale nie brakowało osób, które po przyjściu na swoje miejsce mocno się zdziwiły widząc, iż jest ono już zajęte. Nie wiadomo jakim cudem, ale pojawiły się duplikaty biletów. Taka sytuacja spotkała choćby niżej podpisanego, ale nie tylko. Mocno na angielskich forach żużlowych narzekali na ów sytuację kibice.

Żużel. Zmarzlik komentuje wygraną w domu Kurtza! To prezent dla mojej mamy! (WYWIAD) – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Kurtz zabrał głos po wypadku. Są wieści ws. startów – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Zmarzlik coraz bliżej obrony tytułu. Zmiana na podium (KLASYFIKACJA SGP) – PoBandzie – Portal Sportowy

– Przykro mi, iż to Was spotkało, ale to niestety nie jest jedyny sygnał. Zgłosimy to oczywiście organizatorom – komentował sytuację rzecznik prasowy cyklu, Paul Burbidge.

Kolejny minus to niezwykłej długości kolejki do wejść oraz kontrola osób wchodzących. W piątek zawiodła ona na tyle, iż organizatorzy po trzecim biegu postanowili – po głośnych protestach kibiców – otworzyć bramy i bez, podkreślamy, jakiejkolwiek kontroli wpuścić parę setek kibiców na trybunę Grandstand East. Pisząc krótko. Wchodził na obiekt kto chciał i nikt o nic się jego nie pytał. jeżeli ktoś nie miał biletu. a był w pobliżu stadionu, to mógł za free obejrzeć sobie biegi, począwszy od trzeciego. Nieporozumienie. Jeden płaci sporo funtów, drugi może wejść za darmo, „korzystając” na nieporadności organizatorów żużlowego eventu.

Tor tu może mają fajny, ale organizacja to skandal. Panie Łukaszu, niech Pan k**** napisze, iż gdyby ktoś chciał, to wszedłby z tym wpuszczonym na raz tłumem z karabinem – prosił niżej podpisanego jeden z kibiców. Zatem piszę.

Z minusów trzeba wskazać jeszcze na nagłośnienie. Poza trybuną główną siedzieli… głuchoniemi. Nie było słychać ani wywiadów, ani piosenek odtwarzanych przez DJ-a.

Polscy kibice. Dopisali. Jak zwykle w Anglii, w której – jak wiemy – rodaków na emigracji nie brakuje. Trybuny były biało-czerwone. – Nie mogło nas tutaj zabraknąć. Przyjechaliśmy dla Polaków i wierzymy, iż zrobią oni tutaj show na torze, który jest idealny do ścigania. Bartek wygra i w piątek, i w sobotę – mówił nam polski fan żużla, który na zawody przyjechał z Liverpoolu.

– Przylecieliśmy całą rodziną z Gorzowa i oczywiście dla Bartka Zmarzlika. On, mimo iż w Lublinie, zawsze będzie nasz – dodawali fani gorzowskiej Stali.

Polscy kibice zorganizowali sobie punkt spotkań w położonym tuż przy stadionie pubie. Niesamowity lokal. Od podłogi aż po sufit obwieszony żużlowymi pamiątkami. – Faktycznie to taki żużlowy pub, w którym spotykają się przed czy po zawodach kibice. W środku jest wiele pamiątek i na pewno można w miłym „otoczeniu” wypić piwo i pogadać – mówił nam znany fan żużla, mieszkający nieopodal Manchesteru – Maciej Serocki.

Pub ma klimat naprawdę wyjątkowy. Nic zatem dziwnego, iż nie brakowało podczas weekendu długich żużlowych dyskusji. oczywiście przy kuflu napoju chmielowego. Za ladą trunek sprzedawały ekspedientki, którym oczywiście żużel nie był obcy.

– Przyjechałeś z Polski? Super. Pewnie dla Zmarzlika. Ja czuję się młodo, ale pamiętam jeszcze czasy jak u nas w Anglii jeździli Eddy Jancarz i Golden Boy, czyli Plech. Ach, jaki ten Wasz Plech był przystojny – mówiła nam ze śmiechem jedna ze sprzedających.

Podczas angielskiej rundy dopisali też kibice szwedzcy. Docenił ich trud Fredrik Lindgren, który drugiego dnia zameldował się na podium. Co ciekawe, nie brakowało wielu fanów Martina Vaculika, któremu jednak nie udało się stanąć na podium podczas weekendu w Manchesterze

– Fantastyczny tor do ścigania. Jadę tu po raz pierwszy, ale oczy trzeba mieć dookoła głowy. Non stop „akcja” na torze i właśnie o to w żużlu chodzi. Kibice powinni być zadowoleni – mówił Słowak po piątkowych zawodach.

– Znacie powieść o przygodach dzielnego wojownika Szwejka? Nasz Martin to taki dzielny żużlowy wojownik i doczekamy momentu jak będzie mistrzem świata – dodawali fani ze Słowacji.

Fanów ze Słowacji nie brakowało

W piątek oraz w sobotę w pubie odbywała się również giełda żużlowych pamiątek. Największe stoisko należało do – kogo by innego, jak nie największego na świecie kolekcjonera żużlowych „okazów” – Nicka Barbera. To właśnie on posiada program zawodów wyceniany na 5500 funtów.

– Kurczę, do tej pory znaliśmy się telefonicznie, ale doskonale, iż wpadłeś i możemy się w końcu poznać osobiście. Jak widzisz, ruch jest całkiem spory przy moim stoisku, ale głównie są to już starsi wiekiem kibice. Nasze pokolenie wymiera i zainteresowanie starymi programami, czy innymi rzeczami też coraz mniejsze. Mam nadzieję, iż obejrzycie doskonały żużel w Manchesterze – mówił nam Nick Barber przed piątkowymi zawodami.

W tle stoisko Nicka Barbera

Teraz tradycyjnie gastronomia, której w reportażu zabraknąć nie może. Kulinaria opiszemy dwukrotnie. Jako, iż z angielskimi „decydentami” żużla kontakty mamy lepsze aniżeli dobre, to dosłownie na chwilę weszliśmy korzystając z zaproszenia do strefy VIP. Mieściła się ona w loży Petera Cravena, umieszczonej nad trybuną główną stadionu w Manchesterze. To tam zawody oglądali oficjele, zaproszeni sponsorzy czy goście organizatorów. Były oczywiście darmowe trunki bez oraz alkoholowe, jak i szwedzki stół. Co na nim było? Widzicie poniżej.

Gastronomia dla kibiców. Fani żużla narzekać nie mogli. Punktów gastronomicznych nie brakowało. Co sprzedawało się najlepiej? Oczywiście największy dochód dla organizatorów generował złocisty trunek, po który kolejki były spore. Z „przekąsek” najbardziej chodliwym towarem były różnego rodzaju hamburgery oraz słynne „chips”, czyli frytki z dodatkiem różnych sosów. Bawiąc się w żużlowego „Książula”, werdykt jest następujący: Hamburgery za 7 funtów zjadliwe, ale tyłka naczelnemu, Bartoszowi Rabendzie, „nie urwały”. Chipsy z sosem curry polecamy gorąco. Cena – 6 funtów.

– Piciem piwa, można powiedzieć, polscy kibice dorównują nam. Za kołnierz nie wylewacie. Co Twoi rodacy kupują najczęściej? Hamburgery i frytki. Muszą wam smakować – mówiła nam jedna ze sprzedających. My dopiszemy, iż zbyt wielkiego wyboru nie było, ale to, co było, to było świeże i ciepłe.

Reklama zawodów? Przyznamy, iż promocja imprezy jakoś w oczy się nam zbytnio nie rzucała, choć na telebimie reklamowym na placu Picadilly pojawiała się co parę minut zajawka zawodów. Była jeszcze niedzielnym popołudniem. Promocję miał za to „sklep Dana Bewleya”, czyli sklepik z gazetami i artykułami pierwszej potrzeby, który właściciele, fani żużla, postanowili przystroić iście na „monsterowo-danowo”. W sobotę postanowiliśmy zagościć na jego oficjalnym otwarciu. Fanów Dana Bewleya nie brakowało, jak i samego bohatera.

– To kolejny fajny event Monstera, który – jak wiecie – wspiera Dana. Oklejenie sklepu brandem naszych napojów to element akcji lokalni bohaterowie – mówił nam szef marketingu Monstera, Joe Parsons. Filmik z wizyty Dana Bewleya w sklepie możecie obejrzeć tutaj

Ciekawostka. Piątkowe zawody wygrał Anglik, Dan Bewley. Z uporem maniaka czekaliśmy na sobotnią oraz niedzielną prasę drukowaną. Nie uwierzycie, ale nie znaleźliśmy choćby jednego artykułu na temat turnieju i triumfu angielskiego zawodnika. Zabrakło najmniejszej wzmianki. Być może takie newsy trafiły do wydań online. Nie sprawdzaliśmy. W niedzielnym Sunday Mirror udało nam się z kolei znaleźć wzmiankę o zdrowiu Taia Woffindena.

– To już nie te czasy, co kiedyś. Ja pamiętam jeszcze czasy, kiedy na Śląskim Wasz „Dżeży” pokonał Ivana Maugera. Wtedy mieliśmy złote czasy żużla w Anglii. Z dekadami doszliśmy do tego, co jest teraz, ale takie turnieje jak ten wlewają w nasze serca trochę otuchy – mówił nam na piątkowej konferencji prasowej jeden z lokalnych dziennikarzy.

Atrakcje dla kibiców? Tu się nic nie zmienia. Miasteczko Grand Prix, jak co turniej, takie samo. Przyznać jednak trzeba, iż w Manchesterze cieszyło się ono bardzo dużym zainteresowaniem fanów. „Nowością” były stoiska z gadżetami, wystawione przez klub Belle Vue oraz startującego z ” dziką kartą” Charlesa Wrighta.

W piątek świętowali Anglicy, a w sobotę już polscy kibice. My również i to nie tylko wygraną Bartosza Zmarzlika, ale i finansową. Tradycyjnie już przy okazji wizyty w Manchesterze odwiedzamy jednego z lokalnych bukmacherów. Cztery lata temu postawiliśmy na… wygraną Anglików w SON. Weszło.

– Panowie, Wy nie myślcie za dużo, tylko stawiajcie na Bartka. Najpewniejsza lokata. On dziś wygra „easy” – doradzał nam kompan wyjazdu, wielki fan Bartosza Zmarzlika i kolekcjoner programów, Marek Biernacki.

Postawiliśmy zgodnie z sugestią i faktycznie „Mister Easy” wygrał, a nasz kupon oceniał osobiście. Jego reakcję możecie zobaczyć tutaj. Odbierając wygraną dnia kolejnego uwagę naszą przykuły wyścigi chartów. Widząc zakłady na wygraną charta o pseudonimie Mister Easy i mając w głowie tekst „Bartek wygra easy” nie mogliśmy przejść obojętnie. Za symboliczną stawkę poszliśmy w Mistera Easy. Dumnie i z żartem możemy powiedzieć, iż na wyścigach chartów też się znamy. Dodamy tylko, iż kurs na sobotnią wygraną Kaia Huckenbacka wynosił 150 do 1. Był około godziny 20 moment, iż zaczęliśmy żałować, iż aż nie poszliśmy po bandzie z kuponami i nie zaryzykowaliśmy na Niemca.

Jak już jesteśmy przy triumfie Zmarzilka, to jeszcze jeden smaczek o kreatywności fanów najlepszego w tej chwili zawodnika świata. Jego sobotnia wygrana sprawiła, iż polscy kibice zamawiając pizzę i podając nazwisko do odbioru podawali: Zmarzlik. Sprzedawcy angielscy dopiero po wyjaśnieniach polskich fanów żużla z pełnym zrozumieniem podchodzili do ciężkiego wymawiania nazwiska polskiego żużlowca. wołając zamawiającego po odbiór włoskiego przysmaku.

Jako, iż weekend z Grand Prix połączył się ze znanym, nie tylko w Manchesterze, festiwalem Parklife, to nie brakowało podczas wyjazdu czegoś dla męskiego „oka”. W piątek i sobotę na ulicach królowały Angielki w kozakach i dosyć kusych spódnicach. Dwudniowa rewia mody.

– Trafiliście na weekend festiwalu. Dziewczyny tak się zawsze ubierają. Mamy weekend z festiwalem i Parklife Girls. Tak na nie mówimy. Urodzie Polek nie dorównują, ale czasami, jak widzicie, jest jakaś konkurencja. W tym roku gra 50 cent. Jak macie chwilę, to warto na festiwal zajrzeć – mówił nam jeden z pracowników hotelu. Niestety nam czasu zabrakło. Wystarczyło go jednak na niedzielną obiadową wizytę w słynnej indyjskiej restauracji Sangam, w której systematycznie można spotkać odwiedzające Europę gwiazdy Bollywood. Co ciekawe, chwalił ją też aktor grający Slumdoga w oscarowej produkcji.

Parklife Grill wracają z festiwalu
Indie w Manchesterze, czyli słynna restauracja Sangam
Plakaty indyjskich produkcji filmowych na ścianach słynnej Sangam

My stacjonowaliśmy kompletnym przypadkiem w tym samym hotelu, położonym tuż obok urokliwego kanału Ashton, w którym zatrzymały się władze organizatorów cyklu. Tym samym w hotelowym lobby podczas weekendu nie brakowało żużlowych dyskusji pomiędzy Tonym Rickardssonem, Tony Briggsem czy Gregiem Hancockiem.

– Mieliśmy dwa dni doskonałego ścigania. To było prawdziwe święto żużla. Kibice mieli co oglądać. a to jest najważniejsze. Bartek zmierza po tytuł i zobaczymy czy ktoś mu jeszcze stanie na drodze – mówił sześciokrotny mistrz świata.

My pod słowami Szweda się podpisujemy. Doskonały dwudniowy żużel i, jak zwykle, sympatyczny wyjazd. Kolejny przystanek Gorzów, a później Malllia.

PS Serdecznie dziękujemy naszemu przyjacielowi Radkowi, bez którego pomocy z pewnością tak gwałtownie i w tak przyjemnym towarzystwie nie dostalibyśmy się z Birmingham do Manchesteru piątkowym popołudniem. Serdecznie również pozdrawiamy i przepraszamy za brak czasu w dłuższe rozmowy wszystkich naszych Czytelników, którzy w Manchesterze wiedzieli, iż my to my. ))))) Było Was naprawdę sporo i to nas cieszy najbardziej.

Kanał Ashton

Idź do oryginalnego materiału