Fajdek zapowiadał: "Wezmę se tytuł'. A teraz tylko zaklął

9 godzin temu
Po zaledwie dwóch minutach finału było jasne, iż złoto i srebro już mają swoich właścicieli. A Pawłowi Fajdkowi została walka tylko o brąz. Teoretycznie została. Bo i to uciekło po kilku kolejnych minutach. Niestety, nasz pięciokrotny mistrz świata w rzucie młotem, nie jest już na takim poziomie, jak młodsza, najwęższa, elita tego sportu. Fajdek zajął siódme miejsce.
Złoto w 2013 roku w Moskwie, złoto w 2015 roku w Pekinie, złoto w 2017 roku w Londynie, złoto również w Dausze w 2019 roku i w Eugene w roku 2022 – tak przepiękną serię zwycięstw na mistrzostwach świata miał Paweł Fajdek. Ale to już było, minęło i nie wróci więcej. Niestety.


REKLAMA


Zobacz wideo Pewny awans Fajdka do finału na mistrzostwach świata w Tokio. "Duży spokój z mojej strony"


Fajdek ma dziś 36 lat i już nie jest w stanie rzucać jak wtedy, gdy fizycznie był silniejszy i mniej zużyty. Dziś zostaje mu tylko z podziwem patrzeć na młodszych rywali. A było na co patrzeć, poziom tokijskiego finału był r-e-w-e-l-a-c-y-j-n-y!
Fajdek rzucił przekleństwo. Wszystko wiedział
Węgier Bence Halasz już w pierwszej kolejce zaczął od znakomitego rzutu na 81,51 m. Na to Kanadyjczyk Ethan Katzberg odpowiedział wynikiem 82,66. I tak po zaledwie dwóch minutach finału stało się niemal jasne, iż Fajdkowi zostało ewentualnie myślenie tylko o trzecim miejscu. Bo jak miałby przerzucić tych dwóch rywali, skoro w tym roku nie rzucił dalej niż 79,07 m?
Nasz multi mistrz zaczął konkurs od sprawdzenia konstrukcji klatki – huknął młotem w jej obramowanie. A gdy wrócił do koła na kolejną próbę, to już musiał mieć świadomość, iż nie zanosi się, żeby mógł powalczyć o medal. Bo jeszcze w pierwszej kolejce Katzberga i Halasza przerzucił Niemiec Merlin Hummel, osiągając aż 82,77 m!
Fajdek ze swoim 76,69 m z drugiej kolejki po prostu brał udział w konkursie drugiej prędkości. Czy – inaczej to ujmując – rzucał w innej lidze. Oglądaliśmy kapitalną walkę o medale i obok oglądaliśmy walkę reszty o awans do kolejnych etapów finału: do top 10, następnie do top 8 i do top 6.


Oczywiście ta druga walka odbywała się w cieniu pierwszej. Tam bohaterowie odpalali fajerwerki. Katzberg, a więc mistrz świata sprzed dwóch lat i mistrz olimpijski sprzed roku, cisnął aż 84,70 m! A Halasz poprawił się na 82,69 m, wyznaczając w ten sposób granicę, którą musiałby osiągnąć każdy, komu marzył się atak na podium.
Nam już się nie marzyło, iż Fajdek może to zrobić. Niestety, kiedyś to byłoby możliwe, ale nie dziś. Przykro patrzyło się na Fajdka, który też to wiedział. Pewnie lepiej od nas. W trzeciej kolejce celowo wyszedł z koła, bo rzut mu się nie udał i nie chciał, żeby ktoś to mierzył. Sam zrecenzował swoją próbę jeszcze gdy młot leciał – wtedy z ust Polaka padło najbardziej znane z polskich przekleństw. W czwartej kolejce Fajdek się poprawił – na 77,75 m. To mu dawało siódme miejsce. I nie dało żadnej radości. W piątej kolejce pięciokrotny mistrz świata musiał walczyć, żeby wejść do ostatniego etapu tego finału. Niestety, nie dał rady przerzucić Norwega Mardala, który wszedł do top 6 z wynikiem 78,02.
Najgorszy występ Fajdka od 14 lat. Ale to nie dziwi
Siódme miejsce Fajdka na MŚ w Tokio jest dla niego najgorsze na MŚ od debiutu w Daegu w 2011 roku, gdzie był jedenasty. Dwa lata temu po zajęciu czwartego miejsce na MŚ w Budapeszcie Fajdek zapowiadał: "w Tokio wezmę se szósty tytuł". Niestety, to się nie mogło stać i - z całym szacunkiem do Fajdka oraz z wdzięcznością za wszystkie jego osiągnięcia – trzeba powiedzieć, iż coś takiego już się nie wydarzy.
Idź do oryginalnego materiału