Z kart historii GP Challenge. Którzy Stalowcy awansowali w ten sposób do Grand Prix?

stalgorzow.pl 1 tydzień temu

Andzejs Lebedevs znalazł dla siebie drogę do pozostania w mistrzostwach świata na kolejny sezon, ponieważ wywalczył wymagane miejsce w GP Challenge. Sprawdźmy, którzy zawodnicy naszego klubu w podobny sposób albo wywalczali sobie przepustki do mistrzostw świata, albo zapewniali sobie w ten sposób pozostanie w nim.

Lukáš Dryml i wstęp do historii, która nigdy się nie wydarzyła (2002)

To miał być czeski mistrz świata. Wiele osób do dzisiaj twierdzi, iż w XXI wieku nie było bardziej utalentowanego żużlowca, który urodził się na terenie naszych południowo-zachodnich sąsiadów. Wszak to tamtejszy jedyny Indywidualny Mistrz Świata Juniorów. Sukces ten wywalczył jako zawodnik naszego klubu w 2002 roku w Slaným.

W tym samym sezonie brat Aleša debiutował w cyklu Grand Prix. Jako nowicjusz radził sobie przyzwoicie, ponieważ udało mu się 2-krotnie stanąć na podium. W tamtym czasie w mistrzostwach świata utrzymywało się 10 najlepszych zawodników. Dryml był na granicy, więc zdecydował się na to, żeby 25 sierpnia wziąć udział w zawodach w Pile. Niemniej imprezy tej nie należy nazywać GP Challengem. Powód? Reklamowano ją jako „Wielki finał Indywidualnych Mistrzostw Świata”. W niektórych wersjach można było znaleźć wzmiankę o „Wielkim Finale eliminacji do GP”. Złośliwi twierdzili, iż miało to odstraszyć Andy’ego Smitha przed wzięciem udziału w tych zawodach. Brytyjczyk do dziś uznawany jest za legendę GP Challenge. Co roku w cyklu Speedway Grand Prix spisywał się kiepsko, ale zawsze spadał niczym kot na 4 łapy, bo utrzymywał się w mistrzostwach świata dzięki kapitalnym występom w eliminacjach. Ale jaka była zatem prawda? Z odpowiedzią śpieszy legendarny dziennikarz Henryk Grzonka.

„Ojcowie założyciele” Grand Prix ustalili, iż najsłabsi zawodnicy z Grand Prix po zakończeniu rozgrywek wypadają ale będą mieli szansę na pozostanie w cyklu po zajęciu „premiowanego” miejsca w turnieju Grand Prix Challenge, w którym rywalizowali z najlepszymi zawodnikami z eliminacji, które były przeprowadzane z podziałem na strefy (kontynentalna, interkontynentalna i overseas). Wielu z nich dzięki temu nie musiało się żegnać z GP. Tak było w latach 1995 – 2001. W 2000 roku prawa do GP kupiła brytyjska firma BSI i zapowiedziała zmiany w rozgrywkach. Zawodnicy nie rywalizowali już w eliminacjach w strefach (ostatni finał kontynentalny IMŚ odbył się w 2001 roku w Gdańsku), ale wszyscy razem w 4 ćwierćfinałach, dwóch półfinałach i WIELKIM FINALE, który zastąpił GP Challenge. Zasadnicza różnica polegała na tym, iż w Grand Finale jechali tylko najlepsi z eliminacji, a część uczestników GP definitywnie żegnała się z cyklem (tak jak dzieje się to dzisiaj). Pierwszy Wielki Finał rozegrano w 2002 roku w Pile a jego zwycięzcą został Lee Richardsson. Ostatni turniej eliminacji pod nazwą Wielki Finał rozgrywano w 2006 w Vetlandzie. W 2007 roku wrócono do tradycyjnej nazwy zastępując Wielki Finał – turniejem Grand Prix Challenge, ale zachowując zasady eliminacji. Z czasem nie było już jednak ćwierćfinałów, ale turnieje eliminacyjne oraz dwa półfinały, z których najlepsi awansowali do Challange’u. Tak było do 2017 roku kiedy zrezygnowano z półfinałów. Zostały tylko turnieje eliminacyjne, z których bezpośrednio awansuje się do Grand Prix Challenge. Tak mamy do dzisiaj… Zmieniła się także liczba awansujących z Challenge’u – przez wiele lat do GP wchodziło tylko 3, a teraz 4 zawodników. Był czas kiedy prawo startu w GP zdobywał aktualny mistrz świata juniorów na takich zasadach jak dzisiaj Mistrz Europy.

Fakt faktem Smitha, którego w okresie 2003 fani naszego klubu mieli okazję obejrzeć na żywo na Jancarzu, ponieważ był zawodnikiem Gwardii Warszawa, w Pile zabrakło. W województwie wielkopolskim promocję do 9. edycji Speedway Grand Prix otrzymywało sześciu najlepszych zawodników. Wśród nich znalazł się przyszły najlepszy młodzieżowiec globu, czyli właśnie Lukáš Dryml. Czech zajął 4. miejsce, czym zapewnił sobie miejsce w mistrzostwach świata na sezon 2003. Później okazało się, iż utrzymał się sportowo, z czego skorzystał Jason Lyons.

Dryml celował w to, żeby w 2003 roku zostać mistrzem świata. Nastawiał się na wynik z rundy na rundę, co początkowo przynosiło efekty. Po dwóch pierwszych turniejach był liderem mistrzostw świata. Wraz z Tonym Rickardssonem miał na koncie 38 punktów. Kilka tygodni później w słoweńskim Krško (Słowenia była gospodarzem piątej rundy mistrzostw świata w okresie 2003) doszło do upadku, który wszystko zmienił. W 16. biegu dnia walcząc z Gregiem Hancockiem zahaczył o dmuchaną bandę na prostej startowej. W tamtych czasach „dmuchańce” były montowane wokół całego toru. Nikt nie spodziewał się, iż właśnie to, będzie przyczyną wielkiego dramatu. Po prostu tego nie przewidziano. Czech upadł tak niefortunnie, iż istniała realna obawa o życie zawodnika. Szybka interwencja jego taty (która miała miejsce jeszcze na torze) sprawiła, iż nie doszło do najgorszego. Dramat w Słowenii sprawił, iż dmuchane bandy przestały być montowane na prostych.

Dryml w okresie 2003 na torach Speedway Grand Prix już się nie pojawił. Po tamtym upadku nigdy nie wrócił do dawnej formy. Był stałym uczestnikiem cyklu w 2004 i 2008 roku, ale to już nie było to samo. Zdaniem sympatyków czarnego sportu, tamtego wieczoru Czesi stracili mistrza świata. W najbliższym programie meczowym przeczytacie wywiad z rodakiem Adam Bednářa na temat triumfu w Indywidualnych Mistrzostwach Świata Juniorów.

Stalowe Goričan (2012)

Na kolejny awans z GP Challenge reprezentanta Stali Gorzów czekano 10 lat. Niemniej warto było czekać, ponieważ aż 3 naszych zawodników znalazło się w mistrzostwach świata w nowym rozdaniu. Mowa tutaj o Krzysztofie Kasprzaku, Mateju Žagarze i Nielsie-Kristianie Iversenie. Polak okazał się najlepszy z dorobkiem 11 punktów. Był to jego pierwszy triumf w drabince eliminacyjnej. W wegierskim Miszkolcu oraz czeskim Divisovie. U naszych bratanków triumfował Grzegorz Zengota, a z kolei w mieście kojarzonym z Javą – Aleš Dryml Jr.

Słoweniec również bezproblemowo awansował do GP Challenge. Komandos był szósty w austriackim St. Johann, a także trzeci w Lonigo. Skandynaw z kolei przepustkę do występu w Chorwacji wywalczył poprzez szóstą pozycję w Tarnowie, a także wygraną w Vojens.

Stalowy duet obcokrajowców do Kasprzaka stracił po punkcie. Stawka była bardzo zbita, ponieważ po 10 „oczek” mieli do tego Aleš Dryml, Leon Madsen i Troy Batchelor.

Efekt domina w Poole (2013)

Brytyjska miejscowość po raz pierwszy GP Challenge ugościła w 2009 roku. Stadion, który gości zmagania „Piratów”, był areną tej imprezy również w okresie 2013. W stawce ostatniego poziomu eliminacji znalazło się 3 naszych zawodników. Mowa tutaj o Nielsie-Kristianie Iversenie, Krzysztofie Kasprzaku oraz Danielu Nermarku.

Bez wątpienia największe doświadczenie z torem w Poole miał polski zawodnik. To właśnie tam rozpoczynał swoje wojaże z ligą brytyjską, a do tego reprezentował lokalny klub przez 5 lat. Zresztą w 2012 roku, gdy przyszło mu wystartować z dnia na dzień w GP Wielkiej Brytanii, to właśnie ludzie z tego ośrodka pomogli mu wszystko zorganizować. Matt Ford (właściciel klubu Poole Pirates) i Darcy Ward błyskawicznie wsparli Stalowca, który otrzymał telefon od Gordona Day’a. Australijczyk wypożyczył mu także mechanika, aby była dodatkowa para rąk do pracy. W takich okolicznościach „KejKej” zajął drugie miejsce w Cardiff.

Wracając do tematu akapitu. Niels-Kristian Iversen jako brązowy medalista mistrzostw świata miał zapewniony udział w kolejnej edycji Speedway Grand Prix. Tym samym jego miejsce zajął Martin Smolinski, a ten podczas inauguracji sprawił ogromną niespodziankę.

Martin powinien mi dać prezent za to wygranie GP Challenge, bo dzięki temu wygrał w Nowej Zelandii. Z Poole mam sporo miłych wspomnień, nie tylko z powodu tamtego zwycięstwa – powiedział nam żartobliwie Duńczyk rok temu, gdy spotkaliśmy go rok temu w Pradze na Memoriale Luboša Tomíčka.

Kaprzak z kolei otrzymał kolejną szansę w Grand Prix. Na torze się nie utrzymał, ale wynikiem w Poole przedłużył swój pobyt w elicie. Sezon 2014 pozostanie na zawsze nie tylko w jego pamięci, ale i naszej…

Komandos ze zwycięstwem w Lonigo (2014)

Włosi 3-krotnie gościli finał walki o Grand Prix. Ojczyzna Armando Castagny organizowała ten turniej w latach 1995, 2000 i 2014. Za każdym razem areną zmagań był stadion w Lonigo, który jest obok Terenzano najbardziej znanym żużlowym miastem na Półwyspie Apenińskim.

O miejsce w mistrzostwach świata walczyli wtedy Matej Žagar i Linus Sundström. Słoweniec chciał zostawić sobie otwartą furtkę, gdyby mu się powinęła noga. Szwed z kolei w swoim CV miał już wtedy starty w Grand Prix, ale jako dzika karta.

Lonigo szczęśliwsze okazało się dla komandosa. Wychowanek klubu z Ljubljany wygrał turniej, chociaż nie byłą to łatwa przeprawa. Żużlowiec ze Słowenii stracił bowiem 3 punkty. Do tego w jednym biegu pokonał go Nicolas Covatti, który był krok od wywalczenia sensacyjnego awansu do mistrzostw świata. Żużlowiec wywodzący się z Argentyny, ale reprezentujący Włochy, byłby drugim zawodnikiem z Italii, który na stałe startowałby w Grand Prix. Tym pierwszym i jak na razie ostatnim, przez cały czas pozostaje Armando Castagna. Ojciec Paco w elicie znalazł się w 1998 roku. Finalnie Covattiemu do sukcesu zabrakło jednego punktu.

Zgodnie z przewidywaniami komandos zapewnił sobie utrzymanie w cyklu na torze. Na koniec roku zajął bowiem 5. miejsce. Tym samym do mistrzostw świata awansował Maciej Janowski, który wyprzedził wspomnianego Włocha o 1 punkt. Linus z kolei zajął 11. pozycję.

Dzieciak rządzi (2015)

Ostatnie GP Challenge w Polsce rozegrano w Rybniku. Kibice, którzy zgromadzili się na stadionie przy ulicy Gliwickiej 72, byli świadkami epokowego momentu.

Bartosz Zmarzlik otrzymał na tamte zawody dziką kartę. Nie musiał przechodzić przez eliminacyjne sito. Był najmłodszym uczestnikiem zawodów. Niemniej znał już smak podium, a także triumfu w cyklu Grand Prix.

Pytanie w jego przypadku brzmiało „nie czy”, „a kiedy znajdzie się w Indywidualnych Mistrzostwach Świata, jako stały uczestnik”. Odpowiedź na to pytanie, padła 5 września 2015 roku. Zmarzlik był jednym z czterech Polaków, którzy znaleźli się w stawce turnieju. Poza nim byli to bracia Pawliccy, a także Kacper Gomólski. Do tego należało dodać drugiego z reprezentantów naszego klubu. Był nim ponownie Linus Sundström.

Na start zawodów należało poczekać, ponieważ podczas pokazu z udziałem spadochroniarzy, doszło do wypadku. Po interwencji medycznej i odwiezieniu poszkodowanego do szpitala, GP Challenge wystartowało.

Zmarzlik w 5 startach zgromadził 12 punktów. Trzy razy meldował się na mecie jako pierwszy. Do tego dorzucił w dwóch pozostałych biegach 3 „oczka”. To wystarczyło do tego, żeby wygrał zawody i znalazł się w cyklu Grand Prix. Oprócz niego z awansu cieszyli się Piotr Pawlicki oraz Chris Harris, który w ostatniej serii startów na kresce minął Przemysława Pawlickiego. To zdecydowało o tym, iż starszy z braci nie znalazł się w stawce mistrzostw świata w okresie 2016. Stalowy Skandynaw z kolei ponownie zajął 11. miejsce.

„F16” jest drugim najmłodszym zawodnikiem, który wygrał Grand Prix Challenge. Młodszy był jedynie Artem Laguta. Młodszy brat Grigorija triumfował w Vojens w 2010 roku, mając 19 lat. Wyprzedza zatem w tym zestawieniu o kilka miesięcy naszego wychowanka.

Marzenie, które stało się przekleństwem (2017)

To co nie udało się w Rybniku, Pawlicki zrealizował w Togliatti. Tamtejszy ośrodek był jednym z najważniejszych dla rosyjskiego żużla. To właśnie tam, jak wspominał Emil Sajfutdinow, powstał pierwszy minitor. Do tego wszystkiego Togliatti gościło finały Indywidualnych Mistrzostw Europy.

Droga Przemysława Pawlickiego do dalekiej Azji wiodła przez Abensberg i Terenzano. Starszy z braci nie odgrywał tam jednak czołowych ról. Jechał jednak solidnie, co pozwoliło mu bezproblemowo znaleźć się w stawce turnieju. Nie był on jednak reprezentantem naszego klubu, który znalazł się na liście startowej w Togliatti. Oprócz niego do Rosji wybrał się Martin Vaculik. Słowak jednak wycofał się z rywalizacji zaledwie po dwóch seriach startów.

Wychowanek Unii Leszno z kolei poza wpadką w trzeciej serii startów, nie miał sobie równych. „Przemo” wygrał 4 z 5 nominalnych startów. Na ich przestrzeni wywalczył 13 punktów. Tyle samo miał Artem Laguta. Pomiędzy nimi rozegrano bieg dodatkowy, a w nim od krajowego bohatera, lepszy okazał się Polak. Podium uzupełnił Patryk Dudek, który utrzymał się w cyklu poprzez wyniki. Tym samym do mistrzostw świata wskoczył Craig Cook, który przez pewien czas był związany z naszym klubem.

Obaj jednak cieniowali, a do tego najlepiej poszło im w Cardiff. Polak z Brytyjczykiem awansowali tam do półfinału. Przemysław Pawlicki w rozmowie z Jackiem Dreczką w podcaście „Mówi się żużel” zdradził, iż w okresie startów w Grand Prix nabawił się bulimii. Na szczęście zdołał wygrać walkę z tą chorobą.

Warto dodać, iż było to jedyne w historii GP Challenge rozegrane poza Europą.

Zmarnowane pole? No jednak nie! (2020)

Sezon 2020 był wyjątkowy. Pandemia koronawirusa storpedowała wiele żużlowych planów. Również GP Challenge (które pierwotnie miało odbyć się w słowackiej Žarnovicy, a finalnie przeniesiono je do Goričan) rozegrano w innym systemie. Zamiast eliminacji, federacje otrzymały po jednym miejscu do rozdysponowania. Do Chorwacji wysłano Krzysztofa Kasprzaka, ponieważ w okresie 2019 wygrał on Turniej o Złoty Kask. „KejKej” powiedzieć, iż nie był wtedy w formie, to jakby nic nie powiedzieć. Wicemistrz świata z 2014 roku bardzo mocno cieniował. Do tego stopnia, iż został odsunięty od składu. Na 18 spotkań, pojechał tylko w 11 z nich.

Wielu wręcz śmiało się, iż Polacy zmarnowali miejsce. Rzeczywistość okazała się jednak zgoła odmienna. Kasprzak bowiem rozpoczął zawody od wygranej, chociaż inauguracyjny bieg rozegrano dopiero za trzecim razem. Najpierw wykluczono za upadek Grigorija Łagutę (Kasprzak wtedy prowadził), a chwilę później Mikkel Michelsen staranował „KejKeja”, gdy go atakował na pierwszym łuku. W decydującym podejściu wygrał pojedynek z Žagarem. To był początek udanej serii. Kasprzak bowiem nie miał sobie równych w 3 kolejnych biegach. Kluczem do sukcesu okazały się jego kapitalne starty. Reprezentant Polski świetnie odnajdował się na pierwszym łuku.

Wszystko jednak mogło trafić do kosza w ostatniej serii startów. W niej obecny ekspert Canal+ dosłownie znokautował Adama Ellisa. Na drugim łuku Polak zahaczył o tył motocykla Brytyjczyka, po czym obaj upadli. Obecny reprezentant drużyny z Gniezna miał pecha, ponieważ uderzył plecami w miejsce, gdzie nie było już „dmuchańca”. Kasprzaka wykluczono i musiał czekać na to, co zrobią jego rywale. Na jego szczęście Aleksandr Łoktajew w pierwszym podejściu do wspomnianego wyżej feralnego biegu został wykluczony, a to właśnie Ukrainiec był jednym z jego głównych rywali. Václav Milík z kolei nie wygrał swojego biegu, więc tym samym wieloletniemu reprezentantowi naszego klubu udało się uzyskać promocję do cyklu Speedway Grand Prix. Do tego zmierzył się w biegu dodatkowym z Oliverem Berntzonem, który przegrał po wyśmienitej walce.

Spokojny Vaculik, spełnione marzenie Woźniaka (2023)

Szymon Woźniak od lat marzył, żeby znaleźć się w stawce Grand Prix. Wiąże się z tym występ na Stadionie Narodowym, którego nie mógł doczekać się jego tata.

Po raz pierwszy Indywidualny Mistrz Polski z 2017 roku w GP Challenge znalazł się w okresie 2022. Szkockie Glasgow jednak zweryfikowało Polaków. Zarówno on, jak i Dominik Kubera nie mieli szans na awans. W pewnym momencie celem wręcz stało się odjechanie zawodów do końca w zdrowiu.

12 miesięcy później omawiane zawody gościło szwedzkie Gislaved. Tor ten bardziej sprzyjał Polakom, co zauważył sam zainteresowany.

Zazwyczaj jeździmy tam raz w roku. Nie powiem, iż jeździłem tam wielokrotnie i znam go bardzo dobrze, ale na pewno jest to tor, który będzie bardziej leżał Polakom czy Skandynawom aniżeli tor zeszłorocznego GP Challenge w Glasgow. Tam Polacy tak naprawdę nie mają szans podjęcia równej walki z miejscowymi zawodnikami. Wierzę, iż Gislaved okaże się dla Polaków bardziej szczęśliwe – powiedział nam w rozmowie do jednego z programów meczowych.

Aby się tam dostać, musiał on po eliminacjach krajowych, przebrnąć przez rundę kwalifikacyjną w ojczyźnie Martina Vaculika. To mu się udało, a do tego Polak bilet do Szwecji zapewnił sobie dzięki niesamowitej szarży w ostatniej serii startów.

Obsada rundy kwalifikacyjnej w Żarnovicy rzeczywiście była mocna. To były świetne zawody a tor był przygotowany tak aby kibice zobaczyli żużel na najwyższym poziomie i to się udało. Słowacki tor jest bardzo długi i szeroki, co daje duże miejsca do budowania prędkości i szukania ataków, a szybszego zawodnika za sobą ciężko upilnować. Na tego typu torach jeździ się świetnie kiedy prędkość motocykla jest dobra. To jest podstawa – zdradził nam.

Oprócz niego promocję wywalczył nasz obecny kapitan.

Szymon Woźniak do turnieju w Gislaved przystępował świeżo po urazie, którego nabawił się w ćwierćfinałowym meczu z drużyną z Częstochowy. Dzięki intensywnej rehabilitacji Polak był w stanie wystartować, ale musiał nieco zmienić swoją sylwetkę. Zawody w Szwecji były dla Stalowców udane. Martin Vaculik, który pewnie zmierzał po medal mistrzostw świata, zajął 2. miejsce, ale oczy wielu były skierowane na Woźniaka. Ten wygrał 3 biegi, dołożył 3 „oczka” w dwóch pozostałych biegach i zajął miejsce premiowane awansem.

Polak na konferencji prasowej po GP Challenge nie ukrywał swojej wielkiej euforii z awansu.

Uwierzcie mi, to niesamowite uczucie. Jestem pewien, iż jeszcze nie mogę w to uwierzyć. To było moje największe marzenie, odkąd w wieku siedmiu lat przejechałem swoje pierwsze okrążenie na motocyklu żużlowym. Pracowałem naprawdę ciężko przez te 23 lata, aby to osiągnąć. Mam szczęście, bo spotkałem wielu dobrych ludzi, którzy bardzo mi pomogli przez te lata. Mam tylko nadzieję, iż to GP w 2024 roku będzie dla nich dobrym prezentem – podziękowaniem dla wszystkich dobrych ludzi, których spotkałem na swojej drodze. Chciałbym przede wszystkim podziękować mojej rodzinie, moim mechanikom, mojemu zespołowi i wszystkim moim sponsorom. Bardzo mi pomogli i to jest nasz wspólny sukces. Trzy razy miałem dziką kartę na GP w Gorzowie. To nie jest takie łatwe jak się wydaje. Ale będę traktował każdą rundę GP jako prezent – jako prezent dla mnie. Nie będę wywierał na sobie żadnej presji, a każda runda GP będzie dla mnie szczęśliwym dniem, bez względu na wynik i bez względu na punkty. Po prostu będę się tym cieszyć, ponieważ pracowałem tak ciężko przez tak długi czas, aby to osiągnąć, naprawdę Oczywiście, za każdym razem, gdy stawiasz się pod taśmą to chcesz wygrać. Ale moim celem na razie jest cieszenie się każdą minutą w GP. Ta szansa to jedna z najlepszych rzeczy, jaką kiedykolwiek miałem. Potraktuję to jako prezent pod choinkę – tłumaczył.

Polakowi gratulacje za wywalczenie awansu bardzo gwałtownie złożył Jason Doyle.

Czuję się bardzo zaszczycony, iż zapewniłem sobie pozostanie w cyklu na kolejny rok i doskonale znam to uczucie, jakie w tej chwili przeżywa Szymon, gdy pierwszy raz wywalczyło się awans do Grand Prix. Należą mu się naprawdę wielkie brawa – powiedział wówczas mistrz świata z sezonu 2017.

Powrót Thomsena, ale… (2024)

Skandynaw dosłownie zakończył sezon 2023 bombowo. Niestety, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Duńczyk wyleciał bowiem za bandę w Rydze. W ten sposób prysnęły nasze nadzieje na półfinał, a do tego wyleciał on ze stawki Grand Prix.

Srebrny medalista mistrzostw świata juniorów z 2015 roku musiał przejść całą drabinkę eliminacyjną. Pewnie wygrał rundę kwalifikacyjną na Słowacji. Areną GP Challenge były czeskie Pardubice. Miejscowość, która słynie z rozgrywania Zlatej Prilby, po raz drugi w historii organizowała te zawody.

Początek rywalizacji przyśpieszono z powodu deszczu. Praktycznie przez cała długość trwania zawodów kropiło z mniejsza lub większą intensywnością. Thomsen rozpoczął zawody od zajęcia 2. miejsca. Lepszy od niego okazał się Brady Kurtz, który założył go zaraz po starcie. Później Duńczyk skorzystał na wykluczeniu Woryny, który podciął Przemysława Pawlickiego.

Reprezentant Danii wygrał 3 kolejne swoje biegi. Najpierw na dystansie uporał się z Paco Castagną, po czym w kolejnej gonitwie doszło do potężnego upadku. Na wyjściu z pierwszego łuku upadł Kai Huckenbeck i Anders Thomsen nie miał co ze sobą zrobić. Przez to uderzył on w motocykl Niemca. Po dłuższej chwili wstał z toru i wygrał powtórkę. Na pożegnanie z Pardubicami ponownie okazał się najlepszy. 12 punktów wystarczyło do zajęcia 2. miejsca.

Niestety wspomniany upadek odbił się na jego zdrowiu. Dzień później w Toruniu musiał odpuścić rywalizację po dwóch swoich startach, a do tego lekarz zabronił mu wzięcia udziału w pożegnalnym turnieju Rene Deddensa, który jest jego bardzo dobrym kolegą.

Pierwszy raz Lebedevsa (2025)

Najbardziej utytułowany żużlowiec z Łotwy kilkukrotnie próbował swoich sił w GP Challenge, ale dopiero teraz zapewnił sobie w ten sposób utrzymanie w cyklu. Lebedevs kilkukrotnie zaznaczał swoją obecność w tych zawodach. Za przykład można podać tutaj jego kapitalną walkę z Kimem Nilssonem w Glasgow.

Droga aktualnego mistrza Europy do duńskiego Holsted wiodła przez rodzimą miejscowość Martina Vaculika. Na Słowacji bohater akapitu poczynał sobie ze zmiennym szczęściem. Dopiero w ostatniej serii startów zdołał zapewnić sobie przepustkę do miejscowości, która jest domem dla „Tygrysów”.

Andzejs Lebedevs na co dzień występuje w lidze duńskiej, więc miał pewien punkt odniesienia. Wychowanek Lokomotivu Daugavpils rozpoczął turniej od trzeciej pozycji, ale później znacząco rozkręcił się. Żużlowiec znad Dźwiny wygrał 3 kolejne biegi, a na zakończenie fazy zasadniczej dorzucił 2 „oczka”. Tym samym znalazł się w najlepszej 4. W finale, który przeznaczono dla tych, którzy zajęli miejsca premiowane awansem, dojechał jako ostatni, ale i tak mógł on po raz pierwszy cieszyć się z pozostania cyklu w ten sposób. W końcu z powodzeniem przeszedł przez GP Challenge, co nie udawało mu się przez wiele lat.

Idź do oryginalnego materiału