Rok temu podczas Speedway Grand Prix w Niemczech dwukrotny mistrz świata na długim torze jako zawodnik rezerwowy pojawił się na bawarskim torze zaledwie raz. W sobotę, Erik Riss będzie miał okazję wystartować na nim pięciokrotnie i porównać swoje umiejętności z najlepszymi zawodnikami świata jako właściciel „dzikiej karty”. – Nie mam jakichś wygórowanych oczekiwań i nie twierdzę, iż znajomość toru przy tak doskonałej stawce będzie dla mnie jakimś wielkim atutem – mówi Riss.
Start w sobotnim turnieju wiąże się z absencją Niemca w lidze angielskiej. Opuści tam dwa spotkania. – Jako zawodnik nigdy nie chcesz opuszczać spotkań swojego klubu, ale gdy nadarza się okazja startu w turnieju Grand Prix, nie sądzę, aby znalazł się zawodnik, który taką propozycję by odrzucił – mówi Niemiec dla Speedway Star.
Komentuje przebudzenie Pawlickiego. „Może wreszcie wyciągnął wnioski”
Dla wielu kibiców sporym zaskoczeniem jest fakt iż to właśnie Erik Riss pojawi się na torze w Landshut a nie jego rodak, Norick Blodorn.
– zwykle klub, który organizuje zawody może, ale nie musi przekazać swoją sugestię do danej federacji. Następnie federacja zatwierdza kandydaturę i przesyła do FIM. Dla mnie to komplement, iż postawiono właśnie na mnie. W zeszłym roku byłem zawodnikiem rezerwowym. Pojechałem w jednym biegu, ale tak naprawdę jadąc z doskoku jest się „zimnym” po wyjeździe na tor i co tu dużo mówić, nie ma się zbyt wielu szans na rywalizację z zawodnikami, którzy są już w zawody wjeżdżeni. Na pewno co do występu w sobotę, to nie mam jakichś wygórowanych oczekiwań i nie twierdzę iż znajomość toru przy tak doskonałej stawce będzie dla mnie jakimś wielkim atutem. Niemniej postaram się wykorzystać szansę i pokazać się z jak najlepszej strony – podsumowuje Niemiec
Ogromne wydatki faworyta ligi. Na jaw wychodzą nowe informacje